niedziela, 16 listopada 2014

Czerwone Wierchy, listopadową porą.

Sezon na wyprawy w Tatry trwa od czerwca do końca września. Przynajmniej teoretycznie: świeci słońce i jest gorąco. Jednak lato oznacza również burze, niestabilną pogodę i tłumy turystów (oraz "turystów" w klapeczka i sandałach na Giewoncie i nie tylko).
Natomiast listopad kojarzy się wszystkim z jesienną słotą i zimnem. Mniej doświadczeni turyści widzą oczami wyobraźni przeróżne wizje listopadowych Tatr: śnieżyce, temperatury -40 stopni, niedźwiadki zmieniające kolor na biały oraz lawiny zapierniczające pod górę. Jest to oczywiście nieprawda. Owszem, śnieg spaść może już w październiku, ale równie dobrze może go nie być nawet na początku grudnia. Niedźwiedzie już dawną śpią, a temperatury utrzymują się w okolicach zera. 

***
Na początku października zapisałem się do studenckiego klubu wysokogórskiego - SAKWA (Sekcja Akademicka Klubu Wysokogórskiego AGH). Jak co roku, w połowie listopada odbyć się miała impreza integracyjna w schronisku w Dolinie Chochołowskiej. Przez dobry tydzień monitorowałem pogodę w górach. Przez Tatry przetoczył się halny, topiąc cały śnieg. Widok z kamerek zapowiadał świetne warunki.
Na imprezę ostatecznie nie dotarłem, gdyż musiałem wracać do domu, aby załatwić kilka spraw, ale spędziłem bardzo produktywny piątek, spacerując po Tatrach.

***

Data: 14-15.11.2014 r.
Trasa: Zakopane dw. PKS - Krupówki - Kuźnice - Polana Kalatówki - Schronisko na Kondratowej Hali - Kondracka Przełęcz (1725 m n.p.m.) - Giewont (1894 m n.p.m.) - Kondracka P. - Kondracka Kopa (2005 m n.p.m.) - Małołączniak (2096 m n.p.m.) - Krzesanica (2122 m n.p.m.) - Ciemniak (2096 m n.p.m.) - Chuda Przełączka (1850 m n.p.m.) - Tomanowa Dolina - Schronisko na hali Ornak - Dolina Kościeliska - Kiry

Długość: 20,5 km + 5,6 km (powrót z gór)
Czas przejścia: ok. 11 godzin

Na początek, kilka słów o moim ekwipunku:
Odzież:
  • buty trekkingowe,
  • skarpety narciarskie,
  • kalesony narciarskie,
  • koszula termoaktywna narciarska,
  • bluza,
  • kurtka "wiatrołapka",
Inne:
  • prowiant (pasztet, kabanosy, sucharki, batoniki, czekolada),
  • woda, napoje energetyczne,
  • czołówka Petzl Tikka,
  • Mapa Tatr wyd. ExpressMap, laminowana.
Tak przygotowany mogłem ruszać na szlak. Aby zdążyć przed zmrokiem, musiałem wyjść wcześnie rano. Po wyjściu z akademika udałem się do sklepu całodobowego, gdzie zakupiłem prowiant. Następnie udałem się na dworzec autobusowy w Krakowie, aby złapać pierwszego Polskiego Busa o 4:00 nad ranem. Po wątpliwej jakości drzemce i dwóch godzinach jazdy znalazłem się na dworcu autobusowym w Zakopanem. Było dużo zimniej niż w Krakowie. Przeszedłem na Krupówki, gdzie nie spotkałem żywej duszy. Pół godziny marszu później znalazłem się w Dolinie Bystrej, u wejścia do TPN-u.

Krupówki, tylko dla mnie :)

Wejście do parku.
Schronisko! A to oznacza kawę ;)
Polana Kalatówki.
Na horyzoncie główna grań.
Ścieżka przez las.
Na Hali Kondratowej.
 W końcu las skończył się, a ja znalazłem się na hali w Dolinie Kondratowej. W tutejszym schronisku zrobiłem sobie przerwę na kawę. Od tego miejsca szlak stawał się bardziej stromy i zakosami, wśród kosodrzewiny, wiódł na Przełęcz Kondratową, łączącą Giewont z główną granią. Podejście dało mi w kość. Po raz pierwszy wlazłem tak wysoko z pełnym obciążeniem.

Schronisko na Kondratowej Hali

Już widać szczyt ;)
Cisza i spokój. Intymne obcowanie z górami.
Wyłaniają się Tarty Wysokie.
Byle w górę.
Jeszcze chwilka...
Widok z przełęczy.
Jeszcze trochę podejścia na Giewont.
Zrównałem się z Babią Górą.

Na Kondratowej Przełęczy (1725 m n.p.m.) zrobiłem sobie postój na złapanie oddechu i podziwianie widoków. Każda kropla potu była warta wejścia tak wysoko. Pomimo że na szlaku pojawili się pierwsi turyści, wciąż panował spokój. Zero wiatru, trochę chmur. Po prostu piękna pogoda.

Szlak wspinał się dalej na szczyt Giewontu, po drodze mijając Wyżnią Kondracką Przełęcz, by w końcu doprowadzić mnie do łańcuchów. W rejonie kopuły szczytowej, szlak tworzy jednokierunkową pętlę, ubezpieczoną łańcuchami. Kierunek ruchu jest przeciwny do ruchu wskazówek zegara.

Widok na Giewont z Wyżnej Kondrackiej Przełęczy (1765 m n.p.m.)

Jak byk jest napisane, w którą stronę iść, a ludzie i tak się mylą ;)

Początek biżuterii.

Skałki.

Zakopane z Giewontu.

Krzyż.

Ja na szczycie Giewontu (1894 m n.p.m.) - najwyższego szczytu Tatr Zachodnich, znajdującego się w całości w Polsce.

 Wejście po łańcuchach nie sprawiło mi żadnego problemu. Po tegorocznym wypadzie na Rysy były dziecięcą igraszką. Oczywiście nie oznacza to, że jest tam zupełnie bezpiecznie. Należy zachować czujność! Skały są śliskie i gdyby nie stopnie wyryte w niektórych miejscach byłoby ciężko. Mimo że było grubo po sezonie, na Giewoncie nie byłem sam. Oprócz mnie na szczycie znalazło się około sześć osób, w tym dwóch panów, którzy zrobili mi zdjęcie. Jednak było to niczym w porównaniu z tym, co się dzieje latem... pozostawię tę kwestię bez komentarza ;).

Po krótkim pobycie na szczycie ruszyłem w dół. Przede mną kolejny punkt programu - Czerwone Wierchy. Aby dostać się na grań, musiałem zejść tą samą drogą do Kondrackiej przełęczy i żółtym szlakiem wspiąć się na Kondracką Kopę. Po raz kolejny, ciężki plecak okazał się przekleństwem. Technikę wspinaczki miałem następującą: upatrz sobie charakterystyczny kamień mniej więcej 20 m przed tobą, podejdź do niego, chwila na złapanie oddechu, powtórz. Pomimo problemów i szybko zużywającej się wody, udało mi się zdobyć mój pierwszy 2-tysięcznik z plecakiem.

Widok na Kondracką Kopę (2005 m n.p.m.) z Wyżniej Przełęczy Kondrackiej.

Giewont w całej swojej okazałości.


Widok na Tatry Wysokie.

Granica polsko-słowacka.

Kondracka Kopa zdobyta!

Od Kondrackiej Kopy zaczynają się Czerwone Wierchy. Muszę popracować nad kondycją. Kilka niecenzuralnych słów poleciało pod adresem czerwonego szlaku, który nie mógł się zdecydować czy idzie w górę, czy w dół ;). Jednak było warto. Szlak jest przepiękny.

Małołącka Przełęcz (1924 m n.p.m.) i Małołączniak (2096 m n.p.m.) a  na drugim planie Krzesanica (2122 m n.p.m.)

Małołącniak (2096 m n.p.m.)

Giewont ze stoków Małołączniaka.

Prawie szczyt!

Na szczycie Małołączniaka (2096 m n.p.m.)

Znowu w dół i w górę. Kozice na Litworowej Przełęczy (2037 m n.p.m.).

Kozice - symbol TPN.

Cicha Dolina Liptowska (Ticha dolina).

Cień Krzesanicy na Małołączniaku. Litworowa Przełęcz w pełnej krasie.

Kopczyki na szczycie Krzesanicy -  najwyższego szczytu Czerwonych Wierchów (2122 m n.p.m.).

Tatry Zachodnie. Pośrodku - charakterystyczny Kominiasrki Wierch (1829 m n.p.m.), najwybitniejszy szczyt Tatr Zachodnich. 

Szlak na Ciemniak.

Skaliste śąciany Mułowej Przełęczy. Krzesanica w pełnej krasie.

Ciemniak. Początek zielonego szlaku do Doliny Kościeliskiej.
 Zmęczony siadłem na kamieniu na szczycie Ciemniaka, podziwiając zachód słońca nad Tatrami Zachodnimi. Nie trwało to długo, gdyż musiałem jak najszybciej zejść do schroniska. Ruszyłem więc w dół, tak zwanym Twardym Grzbietem. Czerwone Wierchy zaliczone. ;)

Czas iść w dół.

Czerwone Wierchy i Giewont ze stoków Ciemniaka.

W dół Twardym Grzbietem.

Na Chudej Przełączce (1851 m n.p.m.)

Chuda Turnia (1858 m n.p.m.)
Na Chudej Przełączce, szlak zielony odbija w dół i prowadzi do Tomanowej Doliny i dalej do Schroniska na Hali Ornak. Tam też szedłem. Zbliżający się zmrok popędzał mnie.

Ścieżka trawersuje zbocze.

Dolina Tomanowa.

Zejście było długie i mozolne. Gdy w końcu dotarłem do Doliny Tomanowej było już ciemno. Z czołówką maszerowałem szybko ścieżką, ciemnym lasem, ciesząc się, że niedźwiedzie już śpią. Po ponad godzinnym marszu nierówną kamienistą drogą, dotarłem w końcu do dna Doliny Kościeliskiej. Tam, w schronisku  zjadłem porządny obiad i położyłem się spać.

***
Następnego dnia czekała mnie pobudka o 5:30 rano, gdyż chciałem zdążyć na autobus odjeżdżający z Kir o 7:15. Zebrałem się po cichu i wyszedłem ze schroniska w ciemność. Tym razem czołówka działała tylko przez pół godziny, gdyż bardzo szybko zrobiło się jasno, a ścieżka była prosta i szeroka.

Nieco spanikowałem, bo według rozpiski czasów przejścia na mapie wychodziło, iż spóźnię się o 10 minut na autobus. Na szczęście, czasy przejścia są podawane z pewnym zapasem czasowym i koniec końców dotarłem na przystanek 20 minut przed odjazdem autobusu.
Robota Halnego. Połamane drzewa zasypały Ścieżkę na Reglami między dolinami Kościeliską i Chochołowską, przez co szlak ten jest zamknięty do odwołania.

Wyżnia Kira Miętusa - polana, bacówki, a przede mną przełom skalny zwany Bramą Kantaka.

Rzut oka za siebie na Dolinę Kościeliską z Bramy Kantaka.

Kiry.
  Moja wycieczka skończyła się, wcześniej niż planowałem (Miałem zamiar łazić cały weekend), ale jestem bardzo zadowolony. Jesienną wycieczkę po Tatrach polecam każdemu, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku i przy dobrej ocenie swoich możliwości i dobrej pogodzie.

~Osin