piątek, 11 grudnia 2015

"...rozkwita cały wysokogórski kwietnik i na tatrzańskiej palecie nie zabraknie żadnego koloru..."

Ostatni dzień naszego wspólnego pobytu pierwotnie był zaplanowany jako luźny dzień powrotny i mieliśmy wszyscy wrócić tą trasą, co wrócili Kuba z Darkiem, do Zakopanego. Jednak, jak zwykle ;), coś ciągnęło mnie na dłuższą trasę, w końcu Nosal nie zając i nie ucieknie. Po krótkiej konsultacji z Piotrkiem ustaliliśmy, że wstajemy ok. 4:00, wchodzimy na Kasprowy, a stamtąd ruszamy czerwonym szlakiem ku Czerwonym Wierchom. Nie ma to jak trzeci raz z rzędu wstawać o czwartej nad ranem, ale na szczęście już w pierwszym dniu przestawiłem się z zasypiania około północy i udało mi się zasnąć przed jedenastą. W pół żywy wyszedłem z pokoju, do życia przywróciły mnie poranna toaleta i krótka rozmowa z jakąś dziewczyną, z okolic Krynicy, przy pakowaniu rzeczy do plecaka. Wraz z koleżanką wybierała się na Orlą Perć, a to trafiły z pogodą!!! Ta tego dnia była wyśmienita...
5:30. Jedni już od dłuższego czasu są na szlakach, drudzy przegotowują się do wyjścia, jeszcze inni, jak Kuba i Darek, przewracają się na drugi bok, natomiast Piotrek i ja wyruszamy w drogę.
Kościelec (2155 m n.p.m.).
W niecałą godzinę doszliśmy pod szczyt Kasprowego, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na małą przekąskę i dokonaliśmy ostatnich technicznych poprawek w sprzęcie. Na początku trasy od Kasprowego przez kilkanaście minut traciliśmy wysokość, idąc pośród kosówki, aby znaleźć się na Przełęczy nad Zakosy (1816 m n.p.m.). Według podań, popularnych wśród górali, przeszli tędy w 1769 r. konfederaci barscy, prowadząc ze sobą nawet niewielkie armaty1. Tutaj jako ciekawostkę podam, że fragment tego szlaku przeszedłem jako jeden z pierwszych, gdy zaczynałem bawić się w chodzenie po Tatrach. Była to tzw. wygodna wersja, bo na Kasprowy wjechałem kolejką, ale za to na Giewont szedłem pieszo ;). Działo się to 1 września, gdy szedłem do czwartej klasy. Żeby było ciekawiej, panowały podobne warunki: tyle samo osób towarzyszących (cała jedna), tak samo mało ludzi na szlaku - również w okolicy Giewontu.
Czerwone Wierchy zapraszają :-)
Przed nami droga wzdłuż polsko - słowackiej granicy.
Jeszcze jedno spotkanie z Kozicą, ostatnie.
Podziwiamy "tatrzański kwietnik", zielone łąki Jaworowej Doliny...
...i trawersujemy południowe zbocza Goryczkowej Czuby.
Wichrze! Nad wzgórza, pola nieś, me pozdrowienie stąd. (...) i wszystkie łąki pozdrów wraz, i ludzi z wszystkich chat.7 Dolina Kondratowa.
Po drodze natrafiliśmy na wywrócony słupek graniczny. Piotrek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i odpowiednio zmodyfikować przebieg granicy państwa. ;)


Tymczasem chwilowo przerwę Wam oglądanie zdjęć i pozwolę sobie na odrobinę spamu związanego z informacją o tutejszym obszarze2. Mianowicie wędrując od Kasprowego Wierchu warto zwrócić uwagę na skalne zakończenia skały na grani – granitoidy. Cały obszar sięgający od Beskidu po Kopę Kondracką to tzw. wyspa krystaliczna Goryczkowej. Dlaczego wyspa? Ponieważ skały krystaliczne, budujące tę jednostkę tektoniczną stanowią enklawę tego rodzaju skał w otoczeniu skał osadowych i to w dodatku w dużej mierze skał o innej pozycji genetycznej i tektonicznej, ale to już temat dla geologów. Budujące ją skały to w dużej mierze typ granitoidów, mających jednak urozmaiconą genezę. Za nazwą granit kryją się skały o różnej wielkości ziaren, zmiennej kolorystyce, różnym ułożeniu kryształów i struktur. Taka różnorodność wskazuje na to, że ich geneza musiała być dość skomplikowana. Tak było w rzeczywistości. Obecnie nie będę się zagłębiał w temat - zostanie on poruszony szerzej przy okazji osobnego artykułu. Wracając do tektoniki - „wyspa” Goryczkowej jest podłożem płaszczowiny Giewontu. Ale czy wiemy, czym jest płaszczowina? Z pomocą przychodzą nam słowniki czy Encyklopedia PWN. Wg niej płaszczowina to pokrywa mas skalnych dużych rozmiarów, oderwana od podłoża i przemieszczona wzdłuż prawie poziomej powierzchni nasunięcia na znaczną odległość, szereg razy większą od miąższości przemieszczonych skał (przykładowo – aby mówić o płaszczowinie, kilometr skał w pionie przewędrował w poziomie minimum kilka – kilkanaście kilometrów). Tak oto rodzi się potrzeba dopowiedzenia, że w budowie Tatr główny jej rys nadają płaszczowiny. Trzeba zaznaczyć, że nie od razu teoria płaszczowinowej budowy Tatr zyskała wielu sympatyków. Początkowo pierwsi badacze twierdzili ( XIX wiek), że są to góry typowo fałdowe. Doszło nawet do historycznej konfrontacji dwóch słynnych geologów – badaczy Tatr. Działo się to w 1903 r. podczas XIX Kongresu Geologicznego. Efektem naukowej dysputy pomiędzy profesorami Viktorem Uhligiem z Austrii, a Mauricem Lugeonem ze Szwajcarii stało się uznanie za prawdziwą tej mówiącej o płaszczowinach. Pierwszy twierdził, że Tatry mają budowę fałdową, a drugi — że płaszczowinową. Jak stwierdzono, kto ma rację? Pan Maurice wybrał się z zacnym gronem na przełęcz Liliowe poniżej Beskidu. I pokazał profil skalny, w którym skały krystaliczne „czapki” Goryczkowej, budujące Beskid leżą niezgodnie na młodszych od nich skałach osadowych. Myśląc na chłopski rozum – skąd takie ułożenie? To tu uznano, że jedynie teoria płaszczowin może wyjaśnić te trudności. Skały krystaliczne oderwały się kilka kilometrów dalej na południe od podłoża wraz z nadległymi i przewędrowały na północ, lokując się ostatecznie na terenie sobie obcym (geologicznie mówiąc – na autochtonie, czyli skałach nieprzemieszczonych). Można by tak jeszcze i jeszcze, lecz czy aby już nie jest tego za dużo? Przejdźmy zatem dalej.
Minęliśmy Przełęcz Kondracką...
...a po chwili byliśmy na Kopie Kondrackiej (2005 m). Tu przyszedł czas na II śniadanie.
Ciekawie na temat K. Kondradzkiej i o widokach z niej pisze, w "Ilustrowanym przewodniku do Tatr, Pienin i Szczawnic" z XIX w., Walery Eljasz4. Opisując drogę z Kalatówek przez Kopę Kondracką, w kierunku Czerwonych Wierchów podaje drogę, którą można wejść na Giewont.  Doszedłszy na Przełęcz Kondracką między Giewontem a Kopą Kondracką, kto chce zwiedzić Giewont, musi się udać w górę granią na prawo (...). Właściwie jednak nie ma po co się spinać na Giewont, bo widok stamtąd ten sam co z Kopy Kondrackiej, jeszcze z niej o wiele rozleglejszy, bo południe nie zasłonięte, a nie traci się czasu na wyjście i zejście z Giewontu do przełęczy. Cóż, pewnie teraz niektórzy turyści oskarżyliby mnie o herezję ;). Na Giewoncie byłem ostatni raz w 2004, więc już nie pamiętam dokładnie widoków. Tu jednak trzeba postawić pytanie: czy bez krzyża Giewont też byłby tak oblegany przez turystów, a zwłaszcza "turystów"? Wracając do Kopy... z powodu dość mocnego wiatru skupiliśmy się na szukaniu jakiegoś obszaru, gdzie nie wieje tak mocno i gdzie moglibyśmy chwilę zająć się naszym jedzeniem....nikt z nas nie zwracał wtedy specjalnej uwagi na okolicę. Kopa Kondracka jest jednym z czterech i pierwszym licząc od wchodu, szczytem Czerwonych Wierchów. Oprócz niej (ku zachodowi) są to: Małołączniak (2096), Krzesanica (2122) - najwyższy szczyt Cz. Wierchów, Ciemniak (2096). Jak może część z Was pamięta, przez Czerwone Wierchy wędrował blisko rok temu, w listopadzie Kuba. Relację można przeczytać tu: Czerwone Wierchy. Zatem nie będę się specjalnie rozpisywał o tymże fragmencie szlaku, tylko krótko napiszę: szlak jest w miarę prosty, z niewielkimi przewyższeniami czy podejściami. Myślę, że każdy - kto jest gotowy na ok 8-godzinny marsz - może śmiało się wybrać na Czerwone Wierchy. Więcej, gdy "kończyliśmy" Czerwone Wierchy mijaliśmy coraz więcej osób, w tym także te +50. W kwestii ilości osób: jeżeli ktoś liczy na spokój, to niech wybierze się po sezonie, albo niech wyruszy ok 5 - 6 rano. Ja, od Kasprowego do okolic Krzesanicy, postanowiłem sobie policzyć napotkanych po drodze turystów. Nie było ich wielu, ale zanim ich wymienię znów podejmę na krótko wątek przyrodniczy. Spójrzcie na poniższe zdjęcia:
Nie będę tutaj wymieniał nazw tych roślin (jakby nie patrzeć nie jest to blog botaniczny ;)), ale zwróćcie uwagę na różnorodność miejscowej flory. Na jej bogactwo w obszarze Czerwonych Wierchów zwracali uwagę botanicy, m.in. dr Witold Kulesza i prof. Bogumił Pawłowski, który powyżej 2100 m znalazł 150 gatunków roślin kwiatowych. Czy latem jest najładniej w Tatrach? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi (...). Odpowiedzi uwarunkowane są możliwościami, zamiłowaniami i zainteresowaniami tych, którzy tu przychodzą. - piszą autorzy albumu "Tatry"5. Rozwijają swoją myśl dalej: Nie tylko każda pora roku znaczy Tatry osobliwym urokiem, swoje piętno wywiera na nie każdy świt i każdy zmierzch, i każda zmiana pogody (...). A jednak wiosna jest najpiękniejsza. To nie wiosna, to dopiero przedwiośnie. Z pierwszym ciepłym deszczem budzi się życie. (...) powraca życie do wysokogórskich hal, ba - jeszcze wyżej, do lodu i śniegu. Do miejsc, gdzie panują najmniej życzliwe dla roślin warunki klimatyczne. Jeżeli tylko w szczelinach granitowych turni znajdzie się odrobina humusu 6(...) już strzela z niej soczysty zielony grot (...). Trwa, stawia opór, kiełkuje aż rozwinie się. I przywoła wiosnę. Przywoła lato. Nagle rozpromieni się i rozkwita cały wysokogórski kwietnik. I na tatrzańskiej palecie nie zabraknie żadnego koloru, żadnej barwnej kompozycji, żadnego odcienia. Każda najmniejsza warstewka humusu produkuje żywy organizm. (...) Im skromniejsze są te niższe gatunki roślinne, tym większy budzą podziw prawidłowością, symetrią i geometrią swej kompozycji, przypominając stale coraz to inny strukturalnie i kolorystycznie ornament. Ale gdzież podziała się wiosna? No dobrze, wracam do podjętego wcześniej tematu. Oto lista osób które, w kolejności, napotkaliśmy w godzinach porannych:
I po co się pchać na Giewont, skoro w okolicach przełęczy Małołąckiej można zobaczyć takie widoki???
Jakaś para, indywidualny turysta, biegaczka (ok. 30 - 40 lat), ind. turysta, starszy pan z młodszym chłopakiem (syn??), czteroosobowa grupa osób w wieku ok. 50 lat (3 mężczyzn + 1 kobieta), znów samotny turysta (ok. 50), dwóch kolegów w podobnym wieku do nas i wreszcie pięcioosobowa rodzina. Razem: dziewiętnaście osób, co daje wskazówkę, gdzie i kiedy wybierać się w Tatry w poszukiwaniu względnej ciszy i spokoju. Posileni kanapkami ruszyliśmy w kierunku Krzesanic - najwyższego szczytu Czerwonych Wierchów, około godziny marszu od Kopy Kondrackiej.

W drodze na Krzesanicę przejście przez Małołączniak.  To zdjęcie nie wyszłoby na świat, gdyby nie silna presja zarządu bloga ;)


Widok na Litworową Przełęcz. Legenda głosi, że widoczny w oddali namiot stoi tam od zawsze. :)


Krzesanica (2122 m n.p.m.). Here we are now ;)

Warto zauważyć, że na Krzesanicy nie uświadczymy żadnej informacji o tym, gdzie jesteśmy. Jest to o tyle dziwne, że bądź co bądź, ale jest to najwyższy szczyt Czerwonych Wierchów. Ciekawe dlaczego...

Schodzimy z Krzesanicy. Zauważcie różnicę między niebem z tego a z poprzedniego zdjęcia.Były robione w kilku(!!!) - minutowych odstępach
Dolina Mułowa. Jest efektem działania lodowca. Ukształtowana przez zjawiska krasowe.

Okolice Ciemniaka (2096 m.n.p.m). Szlak czerwony łączy się z zielonym. Zakończyliśmy główną część naszej trasy - Czerwone Wierchy i możemy schodzić w dół.

Wspomniałem przed chwilą o zjawiskach krasowych. Fakt, że Czerwone Wierchy są w większości ze skał osadowych (wapienie z przeławiceniami dolomitów) powoduje szybki rozwój zjawisk krasowych. Ich efektem są liczne jaskinie i wywierzyska, żłobki krasowe, leje krasowe. W masywie Czerwonych Wierchów znajduje się wiele jaskiń, w tym największe w Tatrach:

  •  Jaskinia Marmurowa
  • Jaskinia Mała w Mułowej 
  • Jaskinia Miętusia 
  • Śnieżna Studnia 
  • Jaskinia Wielka Śnieżna - najdłuższa i największa w Polsce.
Wapienie ( oraz w mniejszym stopniu dolomity), które tu dominują (jest ich ok. 90%) są podatne na rozpuszczanie przez wodę zawierającą rozpuszczony dwutlenek węgla. Poza tym są one gęsto spękane (co wiąże się z ruchami tektonicznymi, w tym ruchem płaszczowin, kiedy to były poddane różnorakim naprężeniom), ze swej natury masywne i nie wykazujące plastyczności. Jednak dzięki swojej zwięzłości możliwe jest zachowywanie się powstających pustek – jaskiń, korytarzy, które nie ulegają tak szybko zawaleniu (chyba, że strop jaskini niebezpiecznie blisko zbliży się do powierzchni i zapadnie się pod własnym ciężarem, gdy straci podparcie – wtedy tworzą się leje krasowe, czasem pod cienką pokrywą skał krystalicznych, co jest tu ciekawą obserwacją).Ciekawostką, dotyczącą genezy jaskiń jest fakt, że ich intensywny rozwój nastąpił w czasie zaniku zlodowacenia. Powód pierwszy jest banalny – więcej wody, więcej rozpuszczonego węglanu wapnia. Powód drugi już nie jest taki oczywisty, ale jak to w przyrodzie bywa, bardzo logiczny. Otóż węglan wapnia ma to do siebie, że wbrew ogólnie znanej prawidłowości lepiej rozpuszcza się w wodzie chłodniejszej, zamiast cieplejszej. Dodatkowo w wodzie chłodniejszej rozpuszcza się więcej CO2, który z kolei przyspiesza proces rozpuszczania wapieni. A że u schyłku plejstocenu (czyli podczas topnienia lodowców górskich) było po prostu zimno, to i wapienie rozpuszczały się szybciej. Ot, cała tajemnica. Kolejna ciekawostka związana jest z samym wyglądem Czerwonych Wierchów. W porównaniu z innymi partiami Tatr zamiast ostrych grani i piargów szczyty mają tu formy łagodne, pagórkowate, wyrównane. Dlaczego taka odmienność? Trzeba się zastanowić, gdzie znika woda, która tu spadnie. Spływa żlebami do głęboko wciętych dolin? Niekoniecznie. Wody opadowe znajdują swoje główne ujście w systemach krasowych. I tak od setek i tysięcy lat. Woda zamiast spływać po stoku i wcinać się coraz bardziej żlebami i dolinami, krążyła wśród skał. Bez tego nie powstanie rzeźba wysokogórska, tak typowa dla części zbudowanej np. z granitów.
 Postępujące zjawiska krasowe, widoczne doliny, różnorodność skał, a także flory - to wszystko nadaje swój urok Czerwonym Wierchom i powoduje, że są dość chętnie odwiedzanym rejonem przez liczne grupy turystów.  Trasa jest w miarę prosta, bez żadnych trudności technicznych i wydawać by się mogło, że bardzo bezpieczna. No właśnie... mimo łatwej trasy statystyki ratownicze podają, że w rejonie Czerwonych Wierchów Pogotowie przeprowadziło ponad pół setki wypraw, znosząc kilkunastu zabitych.  Dwa tragiczne w skutkach wypadki  z lat 80. opisano w kwartalniku turystycznym "W górach". 3
Przenieśmy się teraz do schroniska na Hali Kondratowej, gdzie rano (1 marca, 1980)(...) dotarł bardzo osłabiony i wyczerpany turysta, powiadamiając, że poprzedniego dnia wyruszyli w trójkę ze schroniska na Ornaku z zamiarem przejścia Czerwonych Wierchów. Podczas podchodzenia na Ciemniak pobłądzili. Ich towarzyszka słabła (...). Mężczyźni by nie dopuścić do wypadku, asekurują kobietę liną, którą mieli ze sobą. Jeszcze mogą zawrócić, ale z uporem kontynuują wędrówkę. Odrzucili propozycję od napotkanego turysty powrotu na Ornak. Postanowili iść dalej granią, natomiast ten turysta schodząc z Ciemniaka zabłądził i z Tomanowej Przełęczy zszedł na stronę słowacką, gdzie przetrzymał noc. O godz. 11.20 powrócił do schroniska na Ornaku. Był to jeden z tych turystów poszukiwany przez ratowników od dnia poprzedniego. Od turysty, który dotarł na Kondratową, ratownicy dowiedzieli się, że w jamie śnieżnej, w okolicy Krzesanicy wraz z kolegą zostawił ciało swojej - już niestety zmarłej koleżanki. Zmarła z wyczerpania i wyziębienia w nocy z 29 II na 1 marca. Poniżej przełęczy Kondrackiej - w Piekiełku - zostawił swojego skrajnie wyczerpanego towarzysza. Natychmiast zorganizowana została dla niego pomoc. Turystę udało się odratować, ale jego stan momentami był krytyczny - istniało zagrożenie, że może nie odzyskać przytomności. 
Inny śmiertelny wypadek miał miejsce w lutym 1983. Pewna kobieta samotnie wyszła w kierunku Małołączniaka. Po drodze napotkała przypadkowego mężczyznę, który miał jej zaproponować schodzenie razem w dół. Ostatecznie obaj poszli osobno, obaj błądzili we mgle i wietrze. Kobieta poszła granią w stronę Krzesanicy i Ciemniaka. Znaleziono ją martwą na Litworowej. Prawdopodobnie postanowiła tam przeczekać noc, dlaczego?? Nie wiadomo. Być może nie wiedziała gdzie się znajduje, w przeciwnym bowiem razie - powinna była wybrać drogę obecnym niebieskim szlakiem, w kierunku Doliny Miętusi.

Planując wycieczkę na Czerwone Wierchy należy się upewnić, że będziemy mieli dobrą widoczność. Masyw ten obrywa się ku północy skalnymi ścianami, więc gdy nie znamy trasy - błądzenie w takim terenie może być skrajnie niebezpieczne. Poza tym - nie ma tu żadnych technicznych trudności, idziemy grzbietem - czyli brak lawin,  co ostatecznie znaczy, że każde niebezpieczeństwo w tym rejonie turyści fundują sobie na własne życzenie.
Ostatni akord trzydniowej wyprawy - ponad dwugodzinne zejście do Kir.

Chuda Przełączka. Takimi widokami...

...żegnając górne piętra Tatr

(okolice Wołowego Grzbietu)...schodziliśmy w kierunku Zakopanego

Zrobiło się znacznie cieplej, nie wiało tak jak na trasie od Kasprowego do Ciemniaka, na dodatek pozostawał ostatni odcinek w dół. Wydawać by się mogło, że nic lepszego - nic tylko pędzić w dół, jednocześnie "łapiąc" ile się da z Tatr. No właśnie - w dół... to był ten problem... Podejścia w górach bywają męczące, ale długie zejścia są zawsze przykre. To się ciągnęło i ciągnęło, chcieliśmy mieć to jak najszybciej za sobą, więc do potoku Miętusi (skrzyżowanie ścieżki nad reglami - czarny szlak - z czerwonym) szliśmy niemal bez zatrzymywania się.

Piec. Świetne miejsce na wypoczynek!!!

Jeszcze tylko kilkanaście minut męczącego zejścia...

...i jest - Miętusi Potok!

Jeszcze tylko kilka zdań ... i moja najdłużej pisana relacja w życiu dobiegnie końca, dla zainteresowanych - zacząłem pisać w sierpniu :D
Już Zakopane - przy pomniku Józefa "Kurasia" Ognia. Kontrowersyjnej postaci, działającego na Podhalu żołnierza podziemia zbrojnego. W przyszłości pojawi się o nim osobny artykuł

Z kir pojechalismy busem do centrum Zakopanego, gdzie pojechaliśmy autobusami w swoje strony. Bo uroda gór jest nie tylko między wtedy - co jesteś w górach, ale też wtedy - kiedy Cię tam nie ma. Kiedy opuszczając je - zaczynasz planować kolejne wędrówki. Już wtedy miałem w głowie kilka planów, ale nie spodziewałem się, że w obecnej chwili będę chodził po górach jako kandydat na przewodnika górskiego, albo że wraz z Kubą napotkamy osobę, która "meldowała" nas w Murowańcu. Nigdy nie wiesz - czym Cię życie zaskoczy...






1 Nad Zakosy 
2 Fragmenty dotyczące geologii Tatr: Piotr Siwek. Na podstawie:
  • A. Gawęda "Po granicach Tatr. Przewodnik geologiczny dla turystów", dobrewydawnictwo.pl, Katowice 2010
  • M. Bac - Moszaszwili, E.Jurewicz "Wycieczki geologiczne w Tatry", Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego, Zakopane 2010
  • E. Stupnicka "Geologia regionalna Polski", WUW 2007

3 Pełny tekst na stronie: Tatry wypadki - Czerwone Wierchy – Tragedie tatrzańskie
4Eljasz-Radzikowski-Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic Dostęp: 2015-12-11, 20:32. 5 M. Blahout, P. Repka, Tatry - ALBUM. 6 Próchnica nagromadzona w glebach. Zawartość humusu w glebie jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na prawidłowy wzrost roślin. 7 K. Przerwa - Tetmajer Pozdrowienie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz