poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Tatry 2015 cz. 1: Piorunujący Starorobociański

Wszystko wskazuje na to, że tegoroczne wakacje będą wybitnie tatrzańskie. ;) Ledwie co Dawid wrócił ze swojej wyprawy (której druga część relacji właśnie powstaje), postanowiliśmy wybrać się w rejon Doliny Gąsienicowej. Trasa zaplanowana, pokoje zarezerwowane i... pojawił się problem. Oto bowiem Inez, jedna z uczestniczek nie dostała urlopu. Niestety zaliczka była już zapłacona, a brak jednej z zadeklarowanych osób oznaczał wyrzucenie w błoto 80 zł. Rozpocząłem więc poszukiwania zastępstwa. Szczęśliwie, w ostatniej chwili na kilka dni przed wyjazdem swój udział zadeklarował Darek - kolega poznany kilka dni wcześniej. Wycieczkę w góry obiecałem również mojemu współlokatorowi - Jarkowi, a że ten w tygodniu miał praktyki i nie mógł uczestniczyć w poniedziałkowej trasie, postanowiłem przedłużyć cały wyjazd i wybrać się z nim wcześniej w Tatry Zachodnie.

***
Ja, Jarek i Darek wyruszyliśmy w Piątek wieczorem z Katowic do Krakowa. Tam czekał nas nocleg w akademiku. W sobotę o 6:20 rano wsiedliśmy w spóźnionego busa z Krakowa do Zakopanego i nasza wyprawa rozpoczęła się na dobre...

25.07.2015 r., Sobota

Po dwugodzinnej jeździe Zakopianką dotarliśmy do Zakopca, gdzie szybko przesiedliśmy się w lokalnego busa, którym za 6 zł dojechaliśmy do bramek TPN u wylotu dol. Chochołowskiej. Jako że nie mieliśmy rano czasu na śniadanie, zaczęliśmy od pożywienia się w tutejszym bufecie.
Ja optowałem za pysznym żurkiem. ;)
Jarek podzielił mój wybór. ;)
Darek zdecydował się na pożywnego szaszłyka...
Po zjedzeniu przyszedł czas na uiszczenie opłaty parkowej.
 Dolina Chochołowska jest najdłuższą doliną polskich Tatr. Jest również tzw. doliną walną - oznacza to, że wiedzie od podnóża gór, aż do głównej grani. Ciągnie się przez 10 km i w swej górnej części rozdziela się na kilka mniejszych dolinek, które następnie stromo wspinają się ku szczytom górskim. Miejsce to jest szczególną atrakcją wiosną, gdy kwitną Krokusy, będący jednym z symboli Tatr Zachodnich.

Pierwsze kilka kilometrów zielonego szlaku to płaska i wyasfaltowana ulica. Postanowiliśmy uniknąć marszu tym mało ciekawym fragmentem i zdecydowaliśmy się na przejażdżkę turystyczną kolejką. Odjeżdża co pół godziny i zawozi turystów, aż do położonej w głębi doliny Polany Huciska.
Kulturowy wypas krów i owiec.
Widok na szlak z perspektywy wagonu kolejki.
Kolejka jest nie lada atrakcją ;D.
Dalsza część podróży to już stare dobre butowanie...
Z Polany Huciska wędrowaliśmy dalej zielonym szlakiem, aż do podnóża Wielkiego Kopieńca (1257 m n.p.m.). Tam rozpoczyna się szlak czarny i żółty. Żółte znaki prowadzą poprzez Iwaniacką Przełęcz do sąsiedniej dol. Kościeliskiej. Natomiast czarne znaki prowadzą w głąb dol. Starorobociańskiej i dalej w góry, aż na Przełęcz Suchą. Tam też zmierzaliśmy. Rozpoczęliśmy mozolne podejście...

Na szlaku spotkaliśmy sporo turystów, mimo że Tatry Zachodnie nie są aż tak popularne.

Chochołowskie Mnichy oraz zniszczone przez halny stoki Wielkiego Kopieńca.

Na rozstaju dróg...

Widok na Kominiarski Wierch. 
Widok na góry ze Starorobociańskiej Polany.
Pięknie jest.
Rumowisko skalne po drugiej stronie doliny. Urwał się kawałek góry!
Las jest coraz rzadszy.
Pić-stop. ;)
Puchate obłoki dają od czasu do czasu wytchnienie od upałów.
Rzut oka na północ.
Odpoczynek pośród kosodrzewiny ;).
Pięknie na ziemi, pięknie na niebie... Spektakl żywiołów ;).
Czasem bywa stromiej.
Na czarnym szlaku.
Powoli robi się stromo.
Czasem trzeba zrobić przerwę. ;)
Nasz dzisiejszy cel - Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.)
Stoki Ornaka.
Już prawie przełęcz...
Siwe Stawki.
Widok z Siwej Przełęczy (1812 m n.p.m.). W oddali widać Świnicę.
Na zielonym szlaku.
Droga na Ornak. 
Gdy dotarliśmy na przełęcz pojawiły się problemy. Jeśli miałbym wymienić jedną, ale za to bardzo poważną wadę swojej osoby powiedziałbym, że jest to roztargnienie. Okazało się, że zapomniałem kurtki z akademika i teraz wylądowałem w wysokich górach z krótkim rękawem. Nadciągające chmury nie wróżyły nic dobrego, a na domiar złego wiał potworny wiatr. Na szczęście Darek pożyczył mi swoją pelerynę przeciwdeszczową, która również całkiem dobrze chroniła przed zimnem i wiatrem.

Rozpoczęliśmy naszą wędrówkę Siwymi Turniami na główną grań. Po dwudziestu minutach dotarliśmy na Siwy Zwornik (1965 m n.p.m.) i... to był koniec naszej wycieczki. Zerwał się jeszcze większy wiatr, niebo otworzyło się nad nami i zaczęła się burza, która przyszła zupełnie znienacka. Zeszliśmy szybko kilka metrów w dół zbocza, a następnie przycupnęliśmy w kosodrzewinie, czekając aż zelżeje nawałnica.
Już prawie grań...

Grań i Starorobociański Wierch.

Siwy Zwornik (1965 m n.p.m.)
W końcu zdecydowaliśmy się na zejście do doliny. Grzmoty nadal waliły, a my szybko schodziliśmy, tym samym szlakiem, którym weszliśmy, starając się myśleć o czymś przyjemnym. Na szczęście skończyło się na strachu. Nie weszliśmy co prawda na Starorobociański, ale cóż... góra nie zając, jeszcze trochę tu postoi. :) Wkrótce zeszliśmy do schroniska.

Na Polanie Chochołowskiej.

Jest i wyczekiwane schronisko. :)
Niestety zabrakło dla nas miejsca w pokojach, więc czekała nas noc na podłodze. Wyszło nam to na dobre. Spotkaliśmy wesołą ekipę, z którą balowaliśmy do północy, pijąc i oglądając burze, która przeszła nad Tatrami w nocy. Pozdrawiamy Was! ;)

~Osin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz