poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Tatrzańskie szaleństwo - fotorelacja cz. 1

O Tatrach napisano już tyle, że cokolwiek bym nie napisał, mało co będzie nowe dla czytelnika. Musiałbym chyba pisać szczegóły dotyczące budowy geologicznej Tatr, ale to nie byłoby aż tak bardzo interesujące. Dlatego, na sam początek, proponuję Wam przeczytanie fragmentu tekstu pochodzącego z albumu "Tatry" autorstwa M. Blahouta i P. Repka:

Na całym świecie nie znajdziecie dwu ludzi z jednakowymi liniami papilarnymi.(...) Na tym samym świecie nie znajdziecie dwu szczytów, które byłyby jednakowe, choć (...) wiele jest takich, że trudno je od siebie odróżnić. (...) W życiu człowieka oraz w przyrodzie nie ma powtórzeń. Są tylko wyjątkowe, na zawsze przemijające chwile - momenty różnorodne, wielokształtne jak szkiełka mozaiki, i z nich właśnie składa się życie, składa się przyroda (...)

Pisze autor dalej:
Przeszedłem całe Tatry, chodziłem o każdej porze roku, chodziłem przy każdej pogodzie. Były takie chwile, że wmawiałem sobie, że już je znam, znam dokładnie, intymnie. A jednak ilekroć wracam do nich , podświadomie czuję, że do pełnego poznania czegoś mi jeszcze brakuje.

Tak to z tymi naszymi Tatrami jest. Można je poznawać dokładniej, przejść po wszystkich szlakach, ale prawdopodobnie nigdy nie poznamy wszelkich tajemnic tych gór. To dobrze, bo ta wyniosłość, to piękno, wreszcie te niepowtarzalność i tajemniczość są elementami składowymi, które przyciągają miliony turystów w sam środek tego "Diademu", jakim jest Tatrzański Park Narodowy.

Dlaczego "szaleństwo"? Właściwie w tytule mogłaby być liczba mnoga, ale po kolei. Pierwszym szaleństwem była decyzja o wyjeździe: gdzieś na początku lipca, sobota późny wieczór. Mój tata rzuca propozycję: jedziemy teraz do Zakopanego? Wyjechaliśmy krótko przed północą, przynajmniej nie musieliśmy stać w tych słynnych korkach, jakie tworzą się na "Zakopiance". ;).

Drugie szaleństwo: szukanie noclegu w Zakopanem o drugiej w nocy. Tutaj taka dygresja:
forma "w Zakopanym" jest niepoprawna. Nazwy miejscowe rodzaju nijakiego, zakończone w mianowniku na -e zachowują w narzędniku i miejscowniku starą końcówkę -em.

Mniejsza o to, koniec końców noc spędziliśmy w samochodzie, gdzieś w krzakach. Po czterech godzinach snu wątpliwej jakości .... trzeba było ruszać w trasę. Zapomniałem, "nocleg" wraz z trzema innymi osobami też można zaliczyć do pewnego rodzaju szaleństwa. Wracając do tematu; po spełnionym niedzielnym obowiązku, zjedzeniu śniadania w lokalnym barze i zrobieniu w spożywczym niezbędnych zakupów pojechaliśmy busem do Palenicy Białczańskiej.
Zdjęcie z Giewontem w tle musi być. ;)
Sanktuarium MB Fatimskiej, Krzeptówki. Budowę kościoła, będącego votum wdzięczności za uratowanie życia Ojca świętego Jana Pawła II, rozpoczęto w 1987 r.
Przed sobą mieliśmy do pokonania, jak to ktoś określił, jedną z najnudniejszych ceprostrad. Z rodziną szedłem do momentu, gdy szlak odchodzi z drogi asfaltowej do lasu. Wynikało to z faktu, że miałem w planie zdecydowanie dłuższą drogę do pokonania, tj. oni poszli na Czarny Staw pod Rysami, a ja żółtym szlakiem do Doliny Pięciu Stawów. I tu znów mamy do czynienia z szaleństwami: pierwsze, że tata z moim rodzeństwem od wielu lat nie byli tak wysoko, ba poszli w góry niemal "na sucho", bez żadnego "rozchodzenia" się wcześniej. I tak brawa dla nich, że doszli tak wysoko, w przeciwieństwie do wielu turystów kończących swą wędrówkę przy Moku.

O ile siostra z bratem raczej nie mieli dotąd wiele do czynienia z górami i nie są wielkimi entuzjastami wędrowania po górskich szlakach, to inaczej rzecz ma się z tatą. Jeszcze za czasów studenckich był na Rysach, na Świnicy, Zawracie i Granatach. Mało tego - przeszedł całą Orlą Perć w czasach, gdy trasa Zawrat - Kozi była dwukierunkowa. Z nim też pierwszy raz, w wieku niespełna 11 lat, wspinałem się po śniegu na Gęsią Szyję, a kilka miesięcy później wszedłem na Giewont. Skoro o mnie mowa, to wracamy do szaleństw. W moich przypadku było to wyjście na wielogodzinną trasę, o tak późnej porze. Późnej, czyli coś około 10:00 i na dodatek, gdy na cały dzień zapowiadała się "żarówka" z nieba. Gdybym miał możliwość spania w bardziej komfortowych warunkach, z pewnością wyszedłbym przynajmniej przed 6:00 rano.
Wodogrzmoty Mickiewicza.
Najwyższa góra to Mięguszowiecki Szczyt Wielki (2438), po jego lewej stronie Mięguszowiecka Przełęcz Wyżnia i (zasłonięty przez gałąź) Pośredni Mięguszowiecki Szczyt (2393).
Kolejne spojrzenie na Mięguszowiecki Szczyt.
Mięguszowieckie Szczyty w całej okazałości. Tym razem w całości widać Pośr. M. Szczyt, na lewo od niego Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem, gdzie kończy się zielony szlak poprowadzony m.in przez Kazalnicę, dalej po lewej Czarny Mięguszowiecki Szczyt (2410).
Szybkim krokiem szedłem w kierunku Morskiego Oka, nie robiąc zbędnych postojów, ponieważ tą trasą już wielokrotnie chodziłem. Jedynie przy samym Moku zrobiłem krótki, kilkuminutowy postój, a następnie ruszyłem żółtym szlakiem. Jest to pierwsza z tych popularnych "ceprostrad", poprowadzona przez PZN w 1937 r. Projekt zakładał poprowadzenie łatwej drogi o charakterze wysokogórskim, od Morskiego Oka do Kasprowego, aby mogli ją przejść nawet mniej wprawni turyści. Ostatecznie dalszy odcinek nigdy nie powstał i Ceprostrada kończy się na Szpiglasowej Przełęczy.
Spojrzenie na Morskie Oko z żółtego szlaku.
Początkowy etap szlaku na Szpiglasową Przełęcz.
Fotografowanie krajobrazu TPN nie było zbyt trudne, problem zaczął się, gdy sam chciałem mieć zdjęcie na tle jakiegoś charakterystycznego punktu. Początkowo postanowiłem sam sobie zrobić zdjęcie, ale efekt był co najwyżej średni. Przypominało to sytuację z zeszłorocznej wyprawy W.I.N.O., gdzie potrzebowaliśmy kilku prób, by zrobić sobie z Kubą i Motylem zdjęcie na tle znaku przy wjeździe do Myślenic. W końcu postanowiłem, że będę zadawał popularne pytanie: Czy może mi Pan/Pani zrobić zdjęcie? Tu na tle tego...
Kiepska próba zrobienia sobie zdjęcia na tle Morskiego Oka.
Miałem aparat i nie wahałem się go użyć, robiąc często wielokrotne ujęcia tego samego miejsca. Mniejsza o to, że średniej jakości. ;)
Pierwsze zdjęcie zrobiła mi napotkana na trasie młoda dziewczyna. Efekt całkiem niezły. :)
Szlak wije się wśród kosodrzewiny. Mnichowa Płaśń.
Czerwony szlak, poprowadzony przez Dolinę za Mnichem, tuż tuż...
Dolina za Mnichem - skalne pustkowie.
Przejście Doliną za Mnichem było dość krótkie i stosunkowo łatwe. Cała trasa wiedzie kamienistą kotliną, pierwsza część jest płaska i szło mi się nią dość szybko, a w międzyczasie mogłem obserwować taterników zdobywających ściany Mnicha. Końcowy etap to krótka, ale dość stroma trasa pod górę. Jednak, gdy tam kiedykolwiek się pojawicie, nie narzekajcie na wejście. Zejście jest o wiele bardziej przykre... No i miejsce konieczne do odwiedzenia dla tych, którzy kiedyś zapragną zostać taternikami. Na mnie proszę nie patrzyć - ja mam studia na głowie, a nie żeby się wspinać. ;)

Jeżeli chodzi o Mnicha, to nie ma tam poprowadzonego szlaku i można wejść tylko z uprawnionym przewodnikiem. Co prawda niemal pod sam szczyt można wejść bez asekuracji, tylko ze szczytu trzeba jakoś zejść... "Wystarczy" zjechać na linie kilkadziesiąt metrów w dół. Proste? Nie... Jakkolwiek każda osoba, mająca pewne obycie z górami i gotowość do wydania ok. 400 - 500 zł (koszt usługi przewodnickiej), może sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa i wejście na górę budzącą wiele emocji wśród wspinaczy górskich i owianą legendami. O legendzie innym razem, a poniżej film Wariant R w reżyserii Sergiusza Sprudina. O co chodzi? W skrócie: Wariant R to historyczna i legendarna droga na wschodniej ścianie Mnicha. Wytyczona hakowo w 1955 roku przez Jana Długosza i Andrzeja Pietscha była kamieniem milowym w historii polskiego taternictwa.
 

Mnich, wspinaczka. Pierwsze ujęcie.
Mnich, wspinaczka. Drugie ujęcie.
Mnich, wspinaczka. Trzecie ujęcie.
Mnich, wspinaczka. Czwarte ujęcie.
Ja szedłem tą ścieżką po prawej. Ścieżka odchodząca w lewo to droga na Mnicha.
Mnichowe Stawki. Zdjęcie zrobiłem, bo w ich pobliżu wiedzie "turystyczna" ścieżka na Mnicha.
Wrota Chałubińskiego w tle. Jeszcze tylko dwudziestominutowa wspinaczka po głazach i będę na miejscu.
Szlak przez wiele lat był zamknięty i w 1972 r. TPN ponownie udostępnił go turystom, a w 1996 roku szlak wyremontowano.
Na miejscu zdjęcia zrobił mi jeden z dwóch napotkanych taterników. Dowiedziałem się, że wspinają się od blisko 20 lat i traktują to jako "inny rodzaj stresu". Wymieniłem baterie w aparacie, zrobiłem kilkuminutową przerwę (tak!! kilkuminutową) i ruszyłem dalej. Przede mną było jeszcze drugie tyle do przejścia. Nie ma to jak wybrać się na trasę, której pokonanie wg map zajmuje około 12 godzin, kolejne szaleństwo.
Wrota Chałubińskiego. Zagadka: jak się nazywa staw widoczny na zdjęciu?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz