czwartek, 23 lipca 2015

Pieniny cz.3. Nad Pięknym modrym Dunajcem

Niestety kościół był zamknięty, a my musieliśmy się zadowolić takim widokiem:
Ławki w cerkwi były przeznaczone dla ludzi starszych i schorowanych. Pozostali wierni przez całe nabożeństwo stali.
W oczekiwaniu na busa do Szczawnicy odpoczęliśmy na miejscowym placu z ławkami. Szumnie to się nazywa "Rynek", ale ja pozostanę przy nazywaniu tego miejsca placem. W każdym razie kilka lat temu to miejsce zostało przebudowane w ramach inwestycji "Odnowa centrum wsi Jaworki", oczywiście "pobłogosławionej" przez Unię.  Wspomniany wyposażony został w ławeczki, gabloty informacyjne, kwietniki, co zachęca do zatrzymania się tu na chwilę i odpoczynku po zejściu z gór.
Stamtąd można udać się albo do Szczawnicy, albo (w przeciwną stronę) do pobliskiego rezerwatu Biała Woda utworzonego w 1963 r.
Plac w centrum Jaworek.
Po około trzydziestominutowej jeździe busem, około godziny czternastej dotarliśmy do Szczawnicy, gdzie pierwszym celem było zjedzenie obiadu. ;) Po krótkim zastanawianiu się, co do wyboru miejsca, udaliśmy się do restauracji "Szczęście", w której na spółkę zjedliśmy dużą pizzę.
Było miło, z dobrą obsługą i jeszcze bez tych tłumów ludzi właściwych dla okresu wakacji.

Szczawnica formalnie jest miastem uzdrowiskowym, a lecznicze źródła od XIX wieku przyciągają niezliczoną ilość ludzi. Nazwa miasta pochodzi od kwaśnych wód zwanych "Szczawami", a pierwsza wzmianka pochodzi z początku XVI w. Dynamiczny rozwój miasta przypada na wiek dziewiętnasty. W 1839 właścicielem uzdrowiska został Józef Szalay, a Józef Dietl (przyjechał do Szczawnicy w 1857) nakreślił kierunki rozwoju szczawnickiego zdrojowiska, odpowiadające normom obowiązującym w kurortach europejskich. 

Złote lata rozwoju i rozkwitu Szczawnicy przypadają na okres, kiedy właścicielem dóbr Szczawnickich (od 1909) został hrabia Adam Stadnicki. Uzdrowisko zostało poddane gruntownej modernizacji, unowocześniono infrastrukturę miasta i samego uzdrowiska w celu podniesienia komfortu życia mieszkańców i warunków wypoczynku dla gości. Jedną z takich innowacji było wybudowanie w latach 1933 - 1936 "Inhalatorium" wyposażone w pierwsze w Polsce komory pneumatyczne.
Z czegoś trzeba mieć energię do dalszego marszu. ;)
Do kontynuowania zarysu historii Szczawnicy z pewnością kiedyś powrócę, tak jak planujemy ponownie wybrać się w niedalekiej przyszłości w rejon Pienińskiego PN, zresztą czy ktoś czyta moje wstawki informacyjne? :) Dodam tylko, że 18 lipca 1962 roku Szczawnica otrzymała prawa miejskie.

Posileni Pizzą wyruszyliśmy w kierunku stacji wyciągu krzesełkowego, prawdopodobnie głównej i najbardziej dochodowej atrakcji miasta. Jednak naszym celem nie była Palenica, a nawet jeśli to i tak wchodzilibyśmy tam na nogach ;). Przeszliśmy deptakiem wzdłuż potoku Grajcarek, płynącego od Jaworek do Dunajca, po drodze mijając się ze sporą liczbą spacerujących sobie ludzi. Doszliśmy do drogi Pienińskiej, którą mieliśmy dojść do położonego 9 km dalej, znajdującego się już po stronie słowackiej, Czerwonego Klasztoru.
Grajcarek.
Józef Szalay (1802 - 1876). Twórca uzdrowiska w Szczawnicy.
Budowę drogi, mającej połączyć Szczawnicę z Czerwonym Klasztorem rozpoczęto w 1874 roku z inicjatywy J. Szalaya. Po jego śmierci, na mocy testamentu, Szczawnica została w posiadaniu Krakowskiej Akademii Umiejętności, która kontynuowała budowę Drogi Pienińskiej. Budowa drogi była wyzwaniem nie tylko finansowym, ale również technicznym. W wielu miejscach wykuwano drogę za pomocą kilofów i dynamitu, konieczne również było ciosanie skał i wznoszenie obwałowań, chroniących drogę przed Dunajcem. Dawniej tą drogą wożono ludzi dorożkami do Czerwonego Klasztoru, to zresztą był też jeden z celów budowy drogi - właśnie umożliwienie przewozu ludzi zaprzęgami konnymi. Obecnie, ze względu na duże natężenie turystów i przeznaczenie drogi jako traktu spacerowego, jest to  niemożliwe i co najwyżej można jeździć tam na rowerze.

Cóż, dawno nie szedłem tak długo płaską drogą, ostatni raz chyba podczas W.I.N.O. No dobra - jeszcze była Twierdza Kraków. Przy wejściu do PPN zatrzymaliśmy się w tzw. Pawilonie Wejściowym - niewielkim budynku, w którym można się co nie co dowiedzieć na temat Pienińskiego Parku Narodowego. Są tam m.in. wystawa poświęcona ekosystemom leśnym Pienin, jak i makieta tychże gór. Polecam tam zatrzymać się na chwilę, zwłaszcza że wstęp jest darmowy :). Dalej to nic ciekawego nie ma. Żadnych gór, stromych podejść, co najwyżej można kontemplować Dunajec i jego otoczenie. No dobra, tak na serio, jest co oglądać...
Obowiązkowe zdjęcie przed wejściem do Parku.
Makieta lasu.

Nad pięknym modrym... Dunjcem ;).
Granica.
Spływ.
Trzy Korony.
Most graniczny Sromowce - Czerwony Klasztor.

Po niecałych dwóch godzinach spaceru dotarliśmy do Czerwonego Klasztoru. Z racji ograniczonego czasu zatrzymaliśmy się przy zespole klasztornym dosłownie na chwilę i ruszyliśmy dalej, do wsi Sromowce Niżne. Oczywiście stamtąd mieliśmy zamiar pójść na spływ przełomem Dunajca, ale pojawił się mały problem. Jak nie wiadomo o co chodzi, to musi to być coś związanego z pieniędzmi... ;). Otóż, na co wcześniej nie zwróciliśmy uwagi, okazało się, że bilety ulgowe są tylko, w przypadku turystów indywidualnych, dla dzieci do ukończenia 10 lat. Jest różnica płacić za spływ 49 zł a 25 zł.
Czerwony Klasztor.

Pomimo tego, weszliśmy na pokład i rozpoczęliśmy ponad godzinny spływ. Atrakcja droga, lecz warta polecenia. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi rubaszny, góralski humor. ;)
Trzy Korony oraz nasz flisak-przewodnik. ;)

Zupełnie inna perspektywa niż z drogi.

Woda jest spokojna, ale przy wyższym stanie wód może kołysać...

Siedem mnichów zaklętych w skałę za swoje grzechy.

Pienińska droga widziana z perspektywy tratwy.

Pierwsze zabudowania Szczawnicy.
Wkrótce dopłynęliśmy do Szczawnicy.
W jednej z okolicznych knajp natrafiliśmy na koncert muzyki ludowej.

Uzdrowisko pośród gór.

A taka temperatura była po 19:00.
W końcu przyjechał po nas tata Dawida i po szybkiej kolacji pojechaliśmy do Krakowa.
Szarlotka ;).

Korek na A4.

~Osin

<<Część poprzednia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz