niedziela, 28 czerwca 2015

Pieniny cz. 2. Nad pięknym modrym... Dunajcem.



Zasiedzieliśmy się trochę na szczycie Wysokiej. Rozległy krajobraz i trudy wędrówki w dość wysokiej temperaturze przez blisko 21 km działały na nas jak magnes, sprawiający, że nie chcieliśmy specjalnie schodzić do schroniska. W końcu ok. 19:30, po odsłuchaniu Płoną góry, płoną lasy zeszliśmy ze szczytu.



Tu, Pieniny zaoferowały nam małą dawkę technicznych trudności. W końcu - czymże byłaby ponad 20 kilometrowa wycieczka bez takich podejść, na zakończenie, jak to poniżej? :) Zresztą pal sześć o podejścia, zaraz za tym wzniesieniem było krótkie, acz wymagające zachowania pewnej ostrożności zejście.



Mimo długiego weekendu (Boże Ciało) w rejonie Wysokiej spotkaliśmy, o ile dobrze pamiętam, całe 5 osób. Większość osób w tym regionie wybiera raczej Pieniński Park Narodowy znajdujący się w Pieninach Właściwych. Gdzie leży Wysoka, która część Pienin jest najwyższa? Pieniny dzielą się na trzy grupy:
  • Trochę zapomniane i rzadko odwiedzane przez turystów Pieniny Spiskie (lub Hombarki). Znajdują się między Jeziorem Czorsztyńskim a przełomem Białki. Jest to najniższa część Pienin.
  • Najbardziej popularne Pieniny Właściwe znajdujące się między Jeziorem Czorsztyńskim a Szczawnicą. Obejmują Pieniński Park Narodowy. 
  • Leżące na wschód od przełomu Dunajca Pieniny Małe. To właśnie one, wbrew swojej nazwie stanowią najwyższą część tych gór. 
Kontynuując nasz marsz fragmentem grzbietu tych gór doszliśmy do... małego wyciągu narciarskiego, a stamtąd do schroniska. 
Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów...
Bingo!!! Schronisko Pod Durbaszką.
Zakwaterowaliśmy się w pokoju 6 osobowym, który zarezerwowałem kilka dni wcześniej na wszelki wypadek. Jak się okazało w pokoju ostatecznie spędziliśmy noc sami, a oprócz nas w schronisku była ok 20- osobowa zorganizowana grupa nastolatków :-) i jednostkowi turyści. Mówiąc potocznie szału nie było, ale to akurat zaliczyłbym na plus, bo mieliśmy dogodne warunki do odpoczynku.... Samo schronisko ma bardzo ciekawą historię. Budynek w którym działa powstał w latach 1949 - 1952, jako jedna z czterech wzorowych bacówek do wypasu owiec. Jednakże działalność rolniczej spółdzielni produkcyjnej okazała się niewypałem i w roku 1973 pozostały po spółdzielni obiekt zamieniony został w ośrodek harcerski, a następnie w istniejące w obecnym stanie schronisko młodzieżowe. Tradycyjnie nasze plany wczesnego wstania rano spełzły na niczym. Obudziłem się, a na zegarku było po szóstej. Kiedy spojrzałem nań po raz wtóry była... ósma. Co ciekawe, podobny efekt (tylko godziny były inne) spotkał komórkę Kuby. Czyżby nasze urządzenia w cudowny sposób znalazły się w innej czasoprzestrzeni niż my? Nie wiem, jakkolwiek chciałbym zauważyć, że względem nas pozostawały w spoczynku...

Słoneczny poranek
Rano mieliśmy okazję spotkać się z kierownikiem ośrodka. Gość jest w porządku, tylko można było odnieść wrażenie, że z jakiś niewiadomych przyczyn jest uprzedzony do studentów (w szczególności tych z AGH :)), no cóż... Rozliczyliśmy się z nim za nocleg, następnie zjedliśmy, zamówione poprzedniego dnia śniadanie i ruszyliśmy w drogę.
Wszystko dopięte na ostatni guzik, możemy ruszać :). Tajemniczy płyn w butelce, to próba zrobienia herbaty w letniej wodzie :P.

Może dziwnie to zabrzmi, ale pogoda była aż za ładna. Pierwszym naszym celem był wąwóz Homole, zatem aż pod Wysoką doszliśmy tą samą trasą co dnia poprzedniego. Niebieski szlak przecina tutaj rezerwat Wysokie Skałki. Mimo, że ciężko w nim dostrzec coś nadzwyczajnego, to odgrywa istotną rolę w ochronie miejscowej fauny (jedyny w Pieninach górnoreglowy las świerkowy)  i flory (orzeł krzykliwy, puchacz, myszołów). Rejon rezerwatu stanowi granicę między Pieninami i Górami Lubowelskimi. Oczywiście, jak to z naszymi trasami bywa, mieliśmy małe przeszkody w postaci zwalonych i pościnanych drzew. Mimo, że nie uszliśmy godziny drogi, to słońce + wysoka temperatura zdawały się mówić: Halo, halo!!! Koledzy, nie zapominajcie o nas :-)


Towarzysz Kuba nie byłby sobą, gdyby nie zrobił panoramy ;)

Dołożyłem wszelkich starań, żeby trasa była łatwa i ciekawa :).

Mijając pierwszych, napotkanych tego dnia turystów, zaczęliśmy schodzić zielonym szlakiem do Jaworek.  Wąwóz Homole ma 800 m długości, a jego ściany mają do 120 metrów wysokości i zbudowane są z jurajskich oraz kredowych wapieni. Niektóre skały noszą czerwone zabarwienie świadczące także o obecności w nich związków żelaza. Idąc z góry, bezpośrednio przy wejściu do wąwozu, przechodzimy przez Dubantowską Dolinkę. Znajdują się tu wielkie bloki skalne, zwane także Kamiennymi Księgami. Według legendy są w nich zapisane losy wszystkich ludzi, tylko nikt nie potrafi tego odczytać. Jak dotąd udało się to tylko staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, jednak Bóg, nie chcąc dopuścić do tego, by ludzie poznali swą przyszłość, odebrał mu mowę.
Schodząc w kierunku wąwozu, stopniowo zwiększała się ilość turystów, których spotykaliśmy. Tych przy samej Wysokiej można policzyć na palcach jednej ręki, z czasem było ich coraz więcej, minęliśmy nawet wycieczkę szkolną, a ich maksymalne natężenie było w samym wąwozie, co nie powinno specjalnie zaskakiwać. Piękny widok jaki można tu podziwiać + w miarę płaska trasa + możliwość dojazdu samochodem lub busem niemal do samego wąwozu = tłumy turystów (w tym także tych niedzielnych). 
Takie nagromadzenie turystów, którzy w trasę, czy to w górach czy na nizinach wybierają się co najwyżej w ramach niedzielnego spaceru, a obce jest im podejmowanie jakiegoś ambitniejszego wysiłku turystycznego i którzy w większości zapomnieli tradycyjnego pozdrowienia na szlaku (prostego dzień dobry) nazwaliśmy, od Morskiego Oka, efektem Moka. 

Schodzimy w kierunku wąwozu...
...coraz bliżej...
...oto jesteśmy. Dubantowska Dolinka i wypoczywający ludzie ;)
Potraficie wskazać autora tekstu?
Potok Kamionka
Żwawo przeszliśmy przez wąwóz, podziwiając wapienne skały, korzystając ze Słońca, mijając masę ludzi, by po wyjściu z niego udać się w kierunku Jaworek.
Jest to wieś na  prawie wołoskim, obejmująca dawniej jeszcze teren Szlachtowej oraz nieistniejących dzisiaj wsi Czarnej i Białej Wody. Historycznie była częścią Rusi Szlachtowskiej, a zamieszkiwana przez Łemków. Ich długa historia sięga jeszcze XIV wieku, a kończy się tragicznym epizodem, jakim było wysiedlenie ich z rodzimych terenów w ramach Akcji Wisła. Zasługuje ona na osobny artykuł, zatem pojawi się przy okazji naszego najbliższego wypadu w Beskid Niski. Tutaj tylko podkreślę dwie kwestie: nazwy Ruś Szlachtowska i mieszkańców zamieszkujących, aż do wspomnianej akcji Wisła, ten obszar. Nazwa została wprowadzona w latach 30. XX wieku przez największego badacza Łemkowszczyzny, prof. Romana Reinfussa (1910 - 1998). Dlaczego nie mógł określić rejonu po prostu Łemkowszczyzna? Tutaj dochodzimy do kwestii mieszkańców, którzy przybyli na te tereny z falą osadnictwa pasterzy wołoskich i ruskich (XIV - XVI w.), m.in. z terenów dzisiejszej Słowacji. Idealnie do nich pasuje powiedzenie z jakim przestajesz, takim się stajesz.  Byli najbardziej na zachód osiadłymi góralami ruskimi w Polsce. Od rdzennej Łemkowszczyzny oddzielał ich wysoki grzbiet Pasma Radziejowej i zasiedlona przez Polaków część doliny Popradu. Przez stulecia ulegali silnym wpływom kultury słowackiej i polskiej. Stąd odmienność języka, stroju, obyczaju, budownictwa - różniąca ich od "prawdziwych" Łemków zza Popradu.
Kim byli Łemkowie?

Oczywiście nie przyszliśmy tutaj na zasadzie "sztuka dla sztuki"... naszym celem było zobaczenie kościoła pw. św. Jana Chrzciciela. Jest to dawna cerkiew grekokatolicka, zbudowana w 1798 r. na miejscu dawnej drewnianej cerkwi z 1680 r.

Dość częstą praktyką było umieszczanie na wieży cerkwi atrapy zegara.
Ikonostas
***
Zamieszczone informacje w tekście na podstawie:


<<Poprzednia część || Następna część>>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz