piątek, 28 sierpnia 2015

Tatrzańskie szaleństwo, fotorelacja cz. 2

Jako że od opublikowania pierwszej części fotorelacji z mojego wypadu minęło już trochę czasu, to z pewnością ci, co chcieli, zdążyli przeczytać wpis i mogę zabierać się za kontynuowanie... ktoś nie zdążył? Pierwszą część można przeczytać TUTAJ. :)

Na końcu wspomniałem o krótkich przerwach. Być może jakbym szedł z kimś, to bym się zatrzymał gdzieś na dłużej, a o ile dobrze pamiętam, nigdzie nie zrobiłem przerwy dłuższej niż 15 minut. Raz, że czułem się na tyle dobrze, że nie potrzebowałem dłuższych przerw, po drugie - "trochę" się spieszyłem... za to teraz to sobie mogę odbić i spokojnie opisywać moje wojaże. Pisałbym jeszcze spokojniej, ale jaśnie mi administrujący Pan redaktor naczelny wyznaczył mi deadline do... nie powiem kiedy :). W każdym razie jak nie dotrzymam, to zagroził mi torturami rodem z czasów NKWD. Zatem, skoro muszę pisać pod presją to ciężko mi jest się skupić i poniższy tekst może być mniej ciekawy niż poprzedni, mało tego, mogę pisać różne głupoty, chociaż jeszcze nie wiem jakie....

Drogowskazy w Tatrach są tak gęsto rozstawione, że właściwie można obejść się bez mapy.
W każdym razie pewne jest to, że zostawiłem za sobą Wrota Chałubińskiego i szedłem wciąż kamienistym szlakiem. Co to za Ceprostrada, skoro non stop idzie się po twardym... Jednak skoro trasa powstała z myślą o turystkach chodzących w szpilkach to, wróć, przesadziłem. Może turyści w latach 30. minionego wieku byli bardziej rozważni, nie wiem. Mnie się udało spotkać grupkę Słowaków idących boso, na pewno bezpieczniejsza opcja niż wędrówka w klapkach. :) Tu jeszcze coś powinienem dopisać, ale nie wiem co. Tak samo, jak nie wiedziałem co myśleć o owych turystach idących boso. Niech was nie zmyli ich mało profesjonalne "obuwie" w rzeczywistości byli świadomymi uczestnikami ruchu, jeśli tak można się o nich wyrazić.
Rumowiska skalne zdobią tatrzańskie zbocza.
"A gdy zawoła Bóg, to pożegnam wszystkie te rzeczy i znów: pójdę boso, pójdę boso..."
Ściskając w ręku własny aparat, patrzeć jak Rysy zostają z tyłu. Potraficie je wskazać?
Szlak z pewnością nie byłby tak prosty w przejściu, gdyby nie pewna ingerencja budujących w otoczenie. Otóż na pewnych odcinkach szlak wcinano w skały, wysadzając je za pomocą dynamitu. Jest to wyraźnie widoczne na poniższym zdjęciu, są to zresztą (przynajmniej ja tam uważam) odcinki wymagające zachowania większej ostrożności. Niby nic trudnego, ale ile procent wypadków w Tatrach jest z powodu zwykłego zaniedbania? Nie znam dokładnych danych, ale można iść o zakład, że więcej niż tylko i wyłącznie ciężkich warunków na szlakach....
Jest stromo, ale to też jakiś element urozmaicenia trasy :)
Żebym nie był gołosłowny, to podam kilka przykładów wypadków, mających miejsce w okresie letnim:

  • 18.06.2006 Turystka doznała kontuzji nogi na Hali Gąsienicowej. Została przetransportowana do szpitala.
  • 06.07.2006 59-letnia turystka z Warszawy złamała nogę na Ścieżce nad Reglami.
  • 12.08.2006 30-letnia turystka z Anglii straciła równowagę przechodząc przez mostek w Kuźnicach i wpadła do potoku. Mocno potłuczoną kobietę zabrano do szpitala.
  • 15.09.2006 30-letni turysta z Hali Gąsienicowej został zabrany do szpitala z silnymi dolegliwościami sercowymi.
  • 15.06.2011 Z powodu odwodnienia organizmu 18-letnia turystka z Chełma miała problemy z poruszaniem się. Turystka z Hali Gąsienicowej została przewieziona do szpitala.
  • 18.06.2011 Czworo dwudziestolatków szło z Hali Kondratowej w kierunku Kalatówek. Kiedy zrobiło się ciemno i zaczął padać deszcz, schronili się pod wysokim świerkiem. Wcześniej nie było słychać żadnych zbliżających się grzmotów. Piorun uderzył nagle, właśnie w to drzewo. Świadkowie wypadku przenieśli poszkodowanych na bok. Jeden mężczyzna był najciężej ranny, na kila chwil stracił oddech, był nieprzytomny. Kobieta odzyskała przytomność, była w szoku, nie wiedziała, co się stało. Kolejny mężczyzna uskarżał się, że nie słyszy na jedno ucho, ostatniej kobiecie nic się praktycznie nie stało. Na miejsce natychmiast samochodem i śmigłowcem dotarli ratownicy TOPR. Najciężej ranny, z poparzonymi plecami, śmigłowcem trafił do szpitala, gdzie odzyskał przytomność.
  • 18.07.2011 Jeden turysta z kontuzją kończyny górnej, a drugi z kontuzją stawu skokowego zostali przetransportowani do szpitala z Rusinowej Polany i Wiktorówek.
Owszem wiele wypadków także ma miejsce w trudnych miejscach jak trasa na Rysy czy Świnica - Krzyżne. Powyższe przykłady mają pokazać tylko, że nic nie powinno nas zwalniać od zachowania ostrożności, bo nie znamy dnia ani godziny, gdy będziemy potrzebować pomocy TOPR. Jednak nie o wypadkach, a o mojej wspaniałej wyprawie ma być ten tekst, więc już wracam do tematu. :) Po drodze na Szpiglasową miałem drobną przygodę ze zgubieniem szlaku, bo nie zauważyłem na skałach oznaczenia, że szlak skręca w lewo. W każdym razie po dojściu na Szpiglasową, a stamtąd na Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.) zrobiłem sobie dłuższy postój na podziwianie tatrzańskiej panoramy. Dlaczego Szpiglasowe? Swoją nazwę szczyt i sąsiadująca z nim przełęcz zawdzięczają wydobywanym tu niegdyś złożom antymonitu, który w języku niemieckim nosi nazwę "Spießglas". Dawniej góra ta była nazywana także Grubym Wierchem, co upamiętnia – zachowana do dziś – słowacka nazwa "Hrubý štít".
Na Szpiglasowej Przełęczy. Tym razem zdjęcie zrobił mi miły pan w średnim wieku, który tu był wraz z małżonką.
Z kolei na Szpiglasowym Wierchu pewien chłopak zgodził się zrobić mi cykl zdjęć "dookoła świata". Tam z kolei, krótką chwilę po mnie, dotarli wspominani wcześniej "bosi turyści". Trasę Moko - Szpiglasowy Wierch mogę spokojnie polecić każdemu, a zwłaszcza tym, którzy nie czują się technicznie przygotowani na trudne trasy. Trasa prosta, ale mimo wszystko wymagająca pewnego przygotowania kondycyjnego, zwieńczona wspomnianą wcześniej, rozległą panoramą, rozciągającą się na znaczną część Tatr. Jeszcze jedna rzecz - zapasy wody. Tak naprawdę na całą wędrówkę wystarczy wziąć mniej niż litr czegoś do picia, nawet w upalny dzień. Resztę, co i ja robiłem, można uzupełniać w licznych strumykach znajdujących się przy szlaku. No, chyba że ktoś jest jak francuski piesek i chce mieć atestowaną wodę, spełniającą wszelkie normy i dodatkowo sponsorowaną przez Unię. Tacy niech sobie wezmą przenośny czajnik... częstujcie się panoramami. ;)
Spojrzenie na Tatry Słowackie.
Spojrzenie na Orlą Perć.
To co przeszedłem, jest za moimi plecami.
Rozpoznajecie resztę szczytów? :)
Piękny widok, nieprawdaż?
Wszystkie górskie wycieczki ekipy tegoż bloga, prowadzą ku przejściu szlaku, przechodzącego przez widoczne na zdjeciu pasmo górskie. :)
Czas naglił i musiałem w miarę szybko dojść do Doliny Pięciu Stawów. Od tego momentu trasa prowadziła tylko w dół (tudzież po płaskim), co wcale nie oznaczało, że było łatwiej. Spróbujcie przez kilka godzin schodzić po kamieniach...
Spojrzenie na Niżni Ciemnosmreczyński Staw i na Ciemnosmreczyńską Dolinę.
Tak prezentują się Szpiglasowa Przełęcz i podejśćie na Szpiglasowy Wierch
Przede mną, nie licząc przerw blisko cztery godziny schodzenia.
Na "dzień dobry" ponad 100 - metrowy ciąg łańcuchów...
Mimo wszystko dobrze, że ten rejon nie jest aż tak oblegany jak szczyt Giewontu. Wyobrażacie sobie, co by było gdyby "turyści" w złym obuwiu wybrali się na ten ciąg łańcuchów?
Po uporaniu się z łańcuchami przyszedł czas na "rekreacyjny" odcinek szlaku. :)
Kolejne spojrzenie na Orlą Perć. Na zdjęciu m.in. Kozi Wierch i Wielki Staw Polski.
Kto powiedział, że "drapacze chmur" musi odnosić sie tylko do wieżowców?
Już na dole...
Dzwonki alpejskie.
Po wielogodzinnej wędrówce rozstałem się z zółtym szlakiem, który dalej prowadzi w kierunku Koziej Przełęczy.
Po drodze do schroniska uciąłem sobie krótką rozmowę z pewną Panią, która akurat przeszłą trasę Świnica - Zawrat.
Miedziane i Wielki Staw w całej okazałości.
Przy okazji Wielkiego Stawu pojawia się pytanie, który ze Stawów w Tatrach jest największy. Jedni mówią, że Morskie Oko inni badacze palmę pierwszeństwa dają właśnie Wielkiemu Stawowi. Jeszcze Józef Nyka w swoim przewodniku "Tatry Polskie" z 1988 pisał, że powierzchnia Morskiego Oka - 34,93 ha jest zawyżona, gdyż było mierzone przy wyższym stanie wody. Wobec tego należy uznać Wielki Staw, o powierzchni 34,35 ha za największy. Wielokrotnie przeprowadzone pomiary potwierdziły, że istotnie Morskie Oko ma mniejszą powierzchnię - 34,54 ha. Jednakowoż stwierdzono, że Wielki Staw również jest Mniejszy - 34,14 ha i oficjalnie Moko traktuje się jako największe jezioro tatrzańskie. W każdym razie z całą pewnością można napisać, że Wielki Staw jest najdłuższym (ok. 1 km) i najgłębszym (79,3 m) jeziorem w Tatrach. Warto zauważyć, że w jego toniach schowałby się cały kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Krakowie, a tylko wierzchołek wyższej wieży ("Hejnalicy") wystawałby nad powierzchnią. W końcu doszedłem do schroniska, gdzie planowałem sobie zrobić dłuższą przerwę. Nie zaskoczyły mnie tabuny turystów, w końcu to dość popularny region, za to miłym zaskoczeniem były ceny. W porównaniu z innymi schroniskami w Tatrach jest bardzo tanio, może podobne są w schronisku Roztoka. Ja wybrałem dla siebie jednego, za to dość dużych rozmiarów, pysznego naleśnika z dżemem i do tego lemoniadę. Nie ma to jak orzeźwiający napój, z racji jej dobrego smaku wziąłem jeszcze jedną ;). Skoro przy jedzeniu jesteśmy warto wspomnieć o specjale kuchni w tymże schronisku - szarlotce, która przez turystów jest pochłaniana całymi brytfannami. Jadłem na jednej z tatrzańskich wypraw i bardzo polecam... oby tylko wasz portfel od tego nie schudł!!! Stwierdziłem, że nie chce mi się bezczynnie siedzieć i postanowiłem skrócić sobie przerwę do całych piętnastu minut. Posiłek sprawił, że szybko nabrałem sił i mogłem ruszyć dalej, w kierunku Doliny Roztoki.
Obecne tutaj schronisko zostało ukończone w 1954. Schroniska w Dolinie istniały od 1876, a to zostało zbudowane jako piąte.
Czarnym szlakiem do zielonego, ciągle w dół...
Jeszcze będąc w schronisku dostałem informacje od rodziny, że już dochodzą do przystanku w Palenicy, toteż starałem się szybko do nich dołączyć. Wracając do szlaku... na początku zejścia czarnym szlakiem proszę, zwróćcie uwagę na mały wyciąg. To właśnie nim do schroniska jest dostarczana żywność i inne niezbędne rzeczy, ponieważ nie ma tu bezpośredniego dojazdu. Dalej zielony szlak mnie prowadził doliną U-kształtną, ograniczonej od północnej strony monumentalnym masywem Wołoszyna, a od południowej – Opalonego.
Szlak niemal w całości poprowadzony jest wzdłuż Potoku Roztoka. Wśród turystów znany jest głównie z wodospodadów Siklawa i Mickiewicza, bez których wiele by stracił ze swej urody.
Tak, przeszedłem ten zielony szlak!! :)
Malownicza, przechodząca przez las, Dolina Roztoki nie jest tak tłumnie odwiedzane przez turystów jak inne miejsca, jakkolwiek tu też napotkałem się na niewielkie grupki turystów.
Powyższe zdjęcie, już blisko skrzyżowania szlaków zielonego z czerwonym, wykonałem jako ostatnie. Toteż czas podsumować moją wyprawę pozornie łatwą, pod względem technicznym, trasą. I jeszcze raz niech na jaw wyjdzie owe szaleństwo, które rodzi się z pewnej pasji do gór. Otóż trasę 12-godzinną zrobiłem w blisko 9 godzin, w tym: długość ok. 26 km, i przewyższenia 1656 m. Do Zakopanego wróciłem busem. Tam, na zakończenie wędrówki, zjadłem na Krupówkach małe co nie co. :) Dziękuję za uwagę! ;)

~Dawid

Korzystałem m.in. z przewodnika Józefa Nyki - Tatry Polskie. Wydanie V, wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1988.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz