piątek, 2 września 2016

Między wodą a niebem - czyli CWD pod pełnymi żaglami

Przecież blog CWD to nie tylko górskie przełęcze, szarpiące chmury szczyty i niekończące się szlaki. Mamy też drugą, zgoła przeciwną do gór stronę "mocy". Niektórzy z nas oprócz tego, że są włóczykijami (czasem z powodu zmęczenia - włóczynogami ;) ), są również zapalonymi żeglarzami. A skoro tak, to ciężko nam się obejść bez wiatru we włosach, wody, jachtu idącego w majestatycznym przechyle i jego białym żaglom składającym pokłon pradawnym siłom natury. Zatem zapraszamy Was dzisiaj do przeczytania relacji z dwóch naszych żeglarskich rejsów po jeziorach Pogoria III i Poraj.



Korzystając z wspaniałej, wakacyjnej pogody umówiliśmy się na żagle na starej dobrej Pogorii. W tamtejszym klubie zaczynałem swoją przygodę z żeglarstwem, tam się szkoliłem, tam zdawałem egzamin i tam też najczęściej oddaję się swojej wodnej pasji. W sobotę godzinie 1115 (cztery cyfry bez dwukropka - tak wygląda "morski" zapis czasu. Taka konwencja zapisu stosowana jest we wszystkich morskich raportach) spotkaliśmy się przed bramą Jacht Klubu Pogoria III... Oto kilka informacji na temat naszego jachtu:

Jacht: s/y Fuji Jama
typ jachtu: Venus
typ ożaglowania: slup
czarterodawca: Jacht Klub Pogoria III
załoga: Czarek (sternik), Klaudia, Krzysiek, Adam, Bartek

Otaklowaliśmy łódkę, oddaliśmy cumy i już pod żaglami wyszliśmy na jezioro. Warunki były idealne: słońce, brak zachmurzenia, wiatr 3B, kierunek SW. Jak było? Świetnie - prawdziwa radość żeglowania. Słońce, wiatr, woda i jacht w przyjemnym przechyle. Zresztą zobaczcie sami:
Na wodach jeziora Pogoria III

I jak tu się skupić na utrzymywaniu kursu?

Widok na plażę miejską

Sternik w swoim żywiole

Na fordeku zawsze najfajniej

Załoga

Żagle pełne wiatru i rozwiany włos

Bosman kazał nam być maksymalnie o 13:15 w przystani, ze względu na zaczynające się za niedługo regaty klubowe. Niemal do samego końca pozostajemy pod żaglami. Dopiero w okolicy przystani, ze względu na słaby już i kręcący wiatr oraz spore natężenie ruchu, decyduję się zrzucić żagle i ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonać na pagajach. Po zacumowaniu jachtu dostajemy zaproszenie do regat i możliwość startu z wpisowym równym "jeden, koniecznie złamany grosz". Jednak ze względu na brak czasu nie podejmujemy tego wyzwania. Robimy klar portowy, zdajemy jacht i udajemy się na pobliską plażę, gdzie wskakujemy dla ochłody do przyjemnie ciepłej wody. Jednocześnie możemy obserwować początek regat, który ze względu na wiatr oklapły do 0B w porywach do 1B, ma dynamikę rozpędzonego żółwia. Po krótkiej kąpieli, zwijamy się znad jeziora, żegnamy Klaudię i Bartka, a sami udajemy się do Zawiercia, do naszego dobrego kumpla. Właściwie drogę tę pokonałem sam, ponieważ Adam z Krzyśkiem jechali motorem. Czas nam zleciał błyskawicznie. Do domu wróciłem przed pierwszą w nocy. Byłem tak zmęczony, że praktycznie nie mogłem zasnąć do białego rana...

Załoga ewidentnie czuła niedosyt. Już w poniedziałek siedzieliśmy i na czacie ogarnialiśmy kolejny żeglarski wypad. Stanęło na tym, że we wtorek znów jedziemy na żagle, tym razem na Zalew Porajski...

Jest wtorek. Godzina 1115 - z małym opóźnieniem docieram swoją Corsą pod dworzec Dąbrowa Górnicza, gdzie już czekają na mnie Adam z Kubą, który zastąpił w załodze Krzyśka. Wyskakujemy na S1, potem, na wysokości Pogorii IV, zjeżdżamy na E75, która wiedzie nas do miejscowości Koziegłowy, w którym odbijamy już na Poraj.

Godzina 1209. Jesteśmy na miejscu, gdzie spotykamy się z Klaudią i Bartkiem. Od Bosmana bierzemy talię oraz grotżagiel i po chwili znów znajdujemy się na pokładzie jachtu. Kilka informacji o jednostce:

Jacht: s/y Alka
typ jachtu: Venus
typ ożaglowania: slup
czarterodawca: Klub Wodny Enif
załoga: Czarek (sternik), Klaudia, Kuba, Adam, Bartek

Widok na przystań klubu Enif
Na kei

Zaokrętowanie załogi
Choć jest to ten sam typ jachtu co na Pogorii, ta jednostka jest lepiej wyposażona - rolfok zapewnia możliwość szybkiego i wygodnego postawienia lub zrzucenia fokżagla. Dodatkowo do dyspozycji mamy silnik, który jest dużą pomocą przy manewrach, szczególnie związanych z podejściem i odejściem od kei. Przygotowujemy jacht do wyjścia. W międzyczasie wychodzi brak kilku szekli, które dostajemy od bosmana. Jesteśmy gotowi, więc oddajemy cumy i wychodzimy z przystani na silniku, który stawia opór i nie chce współpracować. Koniec końców, udaje nam się nabrać wysokości i ustawiam jacht dziobem do wiatru (choć w okolicach przystani odczuwalny wiatr nie przekraczał 2B, na jeziorze wiał wiatr o sile 5-6B z NW, czyli wiało nam od strony zapory. Musieliśmy mieć zapas odległości, żeby móc spokojnie postawić grotżagiel, jednocześnie idąc wprost na zaporę) i stawiamy grota:

Załoganci przygotowują się do postawienia grota
Widok na zaporę wodną w Poraju
Odchodzimy na lewy hals, rozwijamy fokżagiel, wyłączamy zbuntowaną katarynę, odpadamy do baksztagu i robimy klar na pokładzie. Żegluga z wiatrem zapewnia nam spokojny początek rejsu. I tylko ja sobie zdaję sprawę, że wkrótce to się zmieni:

Warunki na jeziorze. Pasy piany oznaczają, że dmucha nam 5B
Żegluga z wiatem - przyjemna i spokojna nawet przy silnym wietrze.
Przy takim kierunku wiatru dałoby się przelecieć całe jezioro na jednym halsie - idąc fordewindem i ustawiając żagle "na motyla". Uznałem jednak, że mogłoby się to skończyć niekontrolowanym zwrotem, co przy tej sile wiatru byłoby bardzo niebezpieczne. Dlatego też prowadziłem jacht baksztagami - od brzegu do brzegu, robiąc kolejne zwroty przez rufę.
Układam sobie w głowie plan refowania, czyli zmniejszenia powierzchni żagli i co za tym idzie zmniejszenia przechyłów. Niech tam sobie siedzi i czeka na ewentualną potrzebę wprowadzenia go w czyn. Zadanie jest o tyle trudniejsze, że nasz grot nie ma refsejzingów - są to krótkie liny na żaglu, które służą do przywiązania nadmiaru materiału do bomu.
Jezioro przecina linia wysokiego napięcia. Niepewny wysokości masztu, ani wysokości na jakiej znajdują się kable, uznałem, że bezpieczniej będzie nie ryzykować przechodzenia pod nimi, tym bardziej, że i tak mieliśmy mnóstwo przestrzeni do żeglowania.

Na horyzoncie linia wysokiego napięcia
 Gdy byliśmy już dość blisko, wyostrzyliśmy do bajdewidu. Zaczęła się żegluga na wiatr, a co za tym idzie przechyły:

Żegluga w przechyle, czyli to co tygryski lubią najbardziej

Na pokładzie
Kapitańska mina bojowa nr 4

Piękność na dziobie

Przestrzeń wokół daje poczucie wolności

W kokpicie

Radość żeglowania
Na wodzie załoga jachtu musi sobie radzić sama. Są sytuacje, w których przydaje się umiejętność kombinowania i prowizorki. Pewien żeglarz - samotnik, stracił podczas sztormu na oceanie płetwę sterową. Nie mając na pokładzie zapasowej, uciął wiosło i zamontował je w okuciach steru, odzyskując w ten sposób zdolność sterowania jednostką. Czemu o tym piszę? Część załogi nie czuła się pewnie w dużych przechyłach. Zdecydowałem się więc na zarefowanie żagli. Jak już wspomniałem na grotżaglu brakowało refsejzingów. Mój plan polegał na wykorzystaniu zamiast nich jednej z cum, które leżały w bakiście. Po opuszczeniu grota do refbanty, przywiązałem jeden koniec cumy do bomu, a drugi dałem załogantowi, który miał przewlec ją jedną przez remizkę, następnie poprowadzić pod bomem i przewlec przez kolejną remizkę, do momentu, aż cały nadmiar żagla zostanie "okiełznany". Jednak okazało się, że remizki są zbyt małe, żeby przewlec przez nią cumę. Adam, zaproponował, żeby wykorzystać zbuchtowaną część fału grota. Pomysł zadziałał, ale nie dało się zrobić tego tak sprawnie jak w przypadku refsejzingów. Dlatego refowaliśmy się "skokami" - kiedy końcówka fału została przewleczona przez remizkę, ostrzyłem do kąta martwego, wyluzowany żagiel pozwalał na dociągnięcie nadmiaru materiału do bomu, po czym wracałem na poprzedni kurs, dając załogantowi czas na spokojne przewleczenie fału przez kolejną remizkę. Efekt był zadawalający, ale daleki od ideału - bom wisiał dużo niżej niż powinien, a żagla nie dało się dobrze wypompować, przez co mieliśmy zestaw dziwnych zmarszczek na jego powierzchni:

Prowizorka jachtowa - część fału wykorzystana do zarefowania grota. Bom wisi, żagiel ma śmieszne zmarszczki, ale ostatecznie pomysł działa
Zrobiło się spokojnie. Zbyt spokojnie. Liczyłem, że po zarefowaniu dalej będziemy mogli cieszyć się przechyłami, ale na tyle małymi, żeby załoga czuła się pewnie. Tymczasem teraz mogliśmy jedynie pomarzyć o przechyłach. A skoro mieliśmy takie fajne warunki, nie moglibyśmy ich nie wykorzystać. Dlatego też, korzystając z chwili spokoju, pozwoliłem sobie na trochę odpoczynku, a po kilkunastu minutach na powrót postawiliśmy pełne żagle:

Kto powiedział, że knagowanie zawsze jest łatwe?

Jacht Alka (znów) pod pełnymi żaglami

Żeglowało się cudownie, ale wszystko ma swój koniec i w końcu nadszedł czas powrotu do przystani. Dopłynęliśmy w okolice kei, gdzie zrzuciliśmy żagle i znów odpaliliśmy silnik:

Żagle zrzucone. Adam przygotowuje cumę dziobową do podania na pomost

Podejście do miejsca cumowania. Cumowniczy gotowy do zejścia na keję

Pozostało jeszcze sklarować łódkę
Z pokładu zszedłem nieziemsko zmęczony, ale i szczęśliwy. Zdaliśmy jacht i pojechaliśmy do sklepu, bo kiełbaski na grilla. A potem wróciliśmy nad wodę, gdzie siedzieliśmy do wieczora, ciesząc się słońcem, wodą i wakacjami:

Grill na plaży
Kiełbaski? Są. Piwo? Jest. Węgiel? Jest. Zapałki? Yyy.... ma ktoś zapałki...?
Czyli historia pewnej nadprogramowej wycieczki do sklepu...

Nad wodą

Nie zabrakło też kąpieli

Pan kapitan i jego załoga :D

Zachód słońca nad Zalewem Porajskim
A potem szczęśliwi z całodniowej wyprawy wsiedliśmy do samochodów i wróciliśmy do domu...


THE END

1 komentarz: