Droga żelazna

Trasa: Schronisko w Dolinie Roztoki - Morskie Oko - Czarny Staw pod Rysami - Bula pod Rysami - Rysy - powrót tą samą drogą.
Dystans: 10,1 km
Data: 31.07.2014 r.
Ekipa: Piotrek, Dawid, Osin

Górskie wyprawy mają swoje plusy i mają swoje minusy. Najgorszą rzeczą w życiu górołaza jest konieczność wczesnego wstawania. Leniwie przecieram oczy i podnoszę komórkę - czwarta. Czas się zbierać. Dziś wielki dzień - zaczynamy "akcję górską". :)

Na samym początku pojawiają się problemy - Dawid nie może znaleźć okularów. Jego dość spora wada uniemożliwi mu zdobywanie Rysów z "nagimi" oczami. Na szczęście znajdujemy zgubę wkopaną pod łóżko. Zbieramy najpotrzebniejsze rzeczy, czyli prowiant, wodę i mapę i pakujemy je do plecaka Piotrka. Idziemy na lekko - plecak będziemy nosić na zmianę.

Za piętnaście piąta meldujemy na polance przed schroniskiem. Pogoda żyleta - ani jednej chmurki. Jest już całkiem jasno, ale i chłodno. Wyruszamy!
Rześki poranek ;)
 Kwadrans później weszliśmy na "ulubiony" fragment każdego turysty. Dziesięciokilometrowa szosa wiedzie do jednego z najpiękniejszych i najbardziej obleganych przez turystów zakątka Polski - Morskiego Oka. Na szczęście chłód poranka i kompletny brak ludzi, rekompensuje nam marsz asfaltem. Poza tym mamy do przejścia mniej niż przeciętny turysta wyruszający na Rysy. Większość osób startuję z parkingu na Palenicy Białczańskiej - o godzinę drogi od Wodogrzmotów. Ten fragment pokonaliśmy wczoraj.
W drodze do Moka.
Dyskutujemy i podziwiamy otaczającą nas przyrodę. W końcu docieramy do serpentyn - droga wspina się po stromym stoku: to znak, że opuszczamy dol. Białki i wchodzimy do dol. Rybiego Potoku. Tu choć przez chwilę można dać nogom wytchnienie od twardej powierzchni drogi i przejść skrótami, które przecinają serpentyny. Jest to przykład dobrze wytyczonego szlaku, jednak wiążę się on z dość stromym podejściem po kamieniach.
Skrót.
Skalne turnie na 12:00!
Polana Włosienica.
 W końcu mijamy polanę Włosienicę - to tu zawracają zaprzęgi konne. Stąd do Moka jest ok. 20 minut.
Mięguszowieckie Turnie - najwyższe szczyty Polski.
Mnich.
Mnich i widok w stronę Szpiglasowej Przełęczy.
 W końcu docieramy na brzeg Morskiego Oka. Tu odpoczywamy chwilę i podładowujemy komórki i aparat Piotrka w schroniskowej ładowarce. Pierwsze promienie słońca oświetlają skaliste turnie. W dolinie nadal panuje cień i jest stosunkowo chłodno. Po 20 minutach marszu kamiennym chodnikiem wzdłuż wschodniego brzegu docieramy do podnóża, ponad 300 m wzniesienia. Stroma ścieżka zakosami wspina się i niknie za załamaniem terenu, tuż obok niewidocznego stąd Czarnego Stawu.
Morskie Oko.
 Podejście zajmuje nam ok. 25 minut. Jest stromo i musimy co jakiś czas przystanąć i złapać oddech. W  końcu docieramy na szczyt wzniesienia. Oczom naszym ukazuje się przepiękny widok - ciemne ściany gór odbijają się w turkusowych wodach jeziora. Na tej wysokość rośnie tylko mech, a krajobraz jest iście księżycowy. Jesteśmy  1583 m n.p.m. - czas na śniadanie ;).
Dookoła Moka.
No to w górę!
Śniadanie na wysokości 1583 m n.p.m. - Czarny Staw.
Rzut oka na południe.
 W wysokich górach króluje złudne wrażenie bliskości. Wydawało nam się, że drugi brzeg znajduję się zaledwie kilka kroków od nas - naprawdę dzieliło nas od niego ponad pół kilometra w linii prostej! Po drugiej stronie ścieżka zaczęła stawać się coraz bardziej stroma. Trzeba było uważnie stawiać każdy krok - kamienie były wyślizgane.
Rozpoczynamy główne podejście.
Rzut oka na Czarny Staw.
Tatrzański "lodowiec".
 Gdy dotarliśmy do ściany Buli pod Rysami, znienacka z gór spłynęły chmury. Zaczęło padać i wiać zimnymi porywami. Pięliśmy się do góry, co chwila chowając w zagłębieniu skał. Oprócz nas na szczyt podążało jeszcze kilkoro ludzi, ale większość zdecydowała się na odwrót. Dotarliśmy do szerokiego żlebu, którym szlak wiódł na płaski obszar szczytowy Buli pod Rysami (2054 m n.p.m.). W połowie drogi zorientowałem się, że zboczyłem, ze szlaku. Szybki trawers w celu skorygowania kursu i znowu wróciłem na czerwone znaki. Bez słowa minęliśmy szczyt Buli i niewielki płat śniegu. Tam zatrzymaliśmy się na moment. Iść czy nie iść? Szlak przecinał strumyk i wiał zimny wiatr. Jednak chmury w każdej chwili mogły się skończyć. Pogoda w górach jest bardzo zmienna, ale to oznacza również, że z paskudnej może się zmienić w idealną. Nasze wątpliwości rozwiał Piotrek, który wyrwał do przodu. Był już na Rysach i wie, jak wygląda dalej trasa. Ruszyliśmy za nim.
Widać jednocześnie Moko i Czarny Staw - jesteśmy naprawdę wysoko.
Na szlaku!
 Wkrótce zaczęły się łańcuchy. Dalszy fragment szlaku był już naprawdę trudny - nie polecamy początkującym górołazom. Czasem warto było zboczyć ze szlaku i wchodzić po wyrzeźbionych przez naturę stopniach niż po śliskich, gładkich płytach wzdłuż łańcuchów. Ponieważ współpracowały ze sobą obie pary kończyn, szło się łatwiej. Tak czy siak, co jakiś czas trzeba było przysiąść i złapać oddech. Czuć było, że powietrze jest inne niż tam na dole. Wszak to już ponad 2200 m n.p.m. Wciąż jednak było na tyle gęste, że nie odczuliśmy jakiegoś nadmiernego zmęczenia.
Na łańcuchach.
Jest stromiej niż się wydaje. Ekspozycja jest też duża. Nie polecamy szlaku osobom z lękiem wysokości! W ogóle jest całkiem... efektowny.

Przepięknie! Rozpogodziło się ;)
Tatry Wysokie - potężny granitowy grzbiet.
  W końcu krótko po godzinie 10 nagle stok kończył się - dotarliśmy na grań. Tu znajduje się najbardziej efektowny fragment szlaku - idzie się wąską ścieżką pomiędzy dwiema przepaściami. To tak zwana przełączka pod Rysami.
Echooo - echo -echo -echo...
 W końcu szlak łagodnie otacza kopułę szczytową i... SZCZYT!!!
2499 m n.p.m. - Najwyższy punkt Polski.

Zmęczenie, zmoknięci ale szczęśliwi.
Wyciągam komórkę i dzwonię do Czarka: Jest 31.07.2014 r., 10:40 rano. Ekipa W.I.N.O. w składzie Osin, Dawid i Piotrek melduje wykonanie zadania. Jesteśmy na Rysach (2499 m n.p.m.). 

Po 300 km dotarliśmy na szczyt...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz