Solo

Trasa: Kasina Wielka, Trzeciaki - Lubogoszcz (968 m n.p.m.) - Mszana Dolna - Niedźwiedź-Koninki - Obidowiec - Turbacz
Dystans: 29 km
Data: 28.07.2014 r.
Ekipa: Motyl (do Mszany), Osin




Obudziliśmy się krótko po siódmej, ale byłem wyjątkowo wyspany. Gospodarz przywitał nas śniadaniem i herbatą. Przy śniadaniu rozmawialiśmy o dzisiejszym planie - podziwialiśmy strome zbocza Lubogoszczy. Musimy wejść na samiutki szczyt.
Lubogoszcz (968 m n.p.m.)
Zwinęliśmy obóz, podziękowaliśmy gospodarzom za gościnę i ruszyliśmy w trasę. Zamiast wchodzić na Lubogoszcz szlakiem od wschodu postanowiliśmy przedrzeć się przez las, idąc na azymut. Słońce świeciło nieubłaganie, więc szybko weszliśmy w las. Droga którą szliśmy zmieniła się w polną dróżkę, ta w ścieżkę, a ścieżka w niewyraźną, błotnistą przesiekę. Pokonaliśmy skokiem zalany wodą parów i weszliśmy w gęsty las, klucząc systemem zarośniętych ścieżek. W końcu weszliśmy w rzadszy, świerkowy las. Powoli robiło się coraz stromiej, aż stanęliśmy przed prawie pionową skarpą. Nici z marszu na azymut. Weszliśmy na szeroką drogę leśną, wiodącą zboczem góry. Po drodze minęliśmy staw o oryginalnej nazwie - Morskie Oko. :).
Prawie jak dżungla ;)
Morskie Oko.
Góry.
Przeszkody terenowe.
Po chwili droga zaczęła opadać, a my powolutku traciliśmy, dopiero co zdobytą wysokość. W końcu na rozstaju dróg znaleźliśmy czerwone znaczniki szlaku. Ucieszyliśmy się, ale nasza radość nie trwała długo. Droga wiodła stromo pod górę głębokim jarem, którym raz po raz jechały traktory, ciągnąc za sobą potężne bale drewna - trwała wycinka. Powyżej pracujących drwali dróżka wychodziła z jaru i była nieco mniej stroma, ale prawdziwym wyzwaniem było odnalezienie się wśród labiryntu bocznych ścieżek - główny szlak blokowały powalone drzewa. Czasem, przez ostre jak brzytwa krzaki, obejść się nie dało i trzeba było się popisać swoją gracją w przekraczaniu powalonych pni. Wymęczyło nas wybitnie to podejście. W końcu padliśmy na ławeczce na szczycie Lubogoszczy, na wysokości 968 m n.p.m.. Tu Motyl podjął decyzję o zrezygnowaniu z dalszej wędrówki - doskwierający mu ból pleców nie ustępował i dalsze kontynuowanie marszu groziłoby mu zapewne kontuzją. Dostaliśmy za to dobre wieści - Dawid i Piotrek dotarli do schroniska.
Na szczycie Lubogoszczy.
968 m n.p.m.
Po szybkiej konsultacji z rodzicami, Grzesiu ustalił, że przez Mszanę będzie jechał bezpośredni bus do Będzina. A to mu się udało! Wtedy przez chwilę wpadła mi do głowy grzeszna myśl, aby zrezygnować i pojechać do domu (bus przecież jechał też przez Dąbrowę!). Na szczęście szybko wywietrzała. O ile Grześ miał poważny powód, aby zrezygnować, to ja czułem się dobrze, praktycznie nie miałem odcisków i rozpierała mną energia. Zrezygnowanie bez wyraźnego powodu, byłoby plamą na honorze! ;) Zielonym szlakiem zeszliśmy do Mszany Dolnej.
Prawdopodobnie Turbacz.

Polana na skraju lasu.
Gorce na horyzoncie.
Na ul. Leśnej.
W Mszanie.
Wparowaliśmy do restauracji i pochłonęliśmy olbrzymi talerz pierogów w stosunkowo przystępnej cenie, po czym ruszyliśmy na pocztę. Wysłaliśmy pocztówki i rozstaliśmy się. Grzesiu odszedł na przystanek PKS, a ja zostałem sam...
Zdecydowałem się na nudniejszą asfaltową trasę do Koninek. Zrezygnowałem z przejścia czarnego szlaku, aby oszczędzić siły na podejście na Turbacz. Nie lubię wędrować samotnie. Wolę mieć kogoś do rozmowy albo chociaż cichego kompana, kroczącego przy boku. Jednak opcja spotkania z Dawidem i Piotrkiem motywowała mnie do marszu. Szedłem przez 8 km praktycznie bez przerwy (z wyjątkiem postoju w sklepie). Zatrzymałem się dopiero na ławeczce w Niedźwiedziu.
Wiąz Łokietka w Niedźwiedziu - najgrubszy Wiąz w Polsce. U podstawy ma ponad 6 m obwodu.
Było już po 17:00, więc musiałem się spieszyć, żeby mnie nie zastał zmrok pośrodku Gorców. Maszerowałem szybkim krokiem w kierunku bram GPN w Koninkach. Po drodze zagadnęli mnie miejscowi, którzy dowiedziawszy się gdzie idę, chcieli mi opchnąć nocleg po "promocyjnej cenie". Oczywiście odmówiłem, wiedząc, że chłopaki czekają na mnie w schronisku, poza tym wciąż było wcześnie. Zdecydowałem się wejść na główny grzbiet Gorców łagodniejszym zielonym szlakiem, który zaczynał się przy drodze na Koninki. Wspinał się on na boczny grzbiet, by potem powoli nabierać wysokości i połączyć się z głównym grzbietem na Obidowcu. Najpierw czekało mnie strome podejście przez las. Ścieżka raz po raz przecinała tor downhillowy, by po ok. 300 m przewyższenia wejść na szeroką polanę na szczycie Tobołów (994 m n.p.m.), gdzie wszedłem na teren GPN. Dalej maszerowałem szeroką dróżką, raz lasem, raz polaną. Podziwiając piękno Gorców, powoli wspiąłem się na 1000 m i przede mną wyrósł Obidowiec (1106 m n.p.m).
Gorce.
Na zielonym szlaku między Tobołowem, a Suchorą.
Salamandra plamista - symbol GPN ;)

Pod Obidowcem (1106 m n.p.m)

Na GSB.
Na główny grzbiet prowadziły drewniane schodki, wijące się stromym zboczem Obidowca. W końcu na szerokiej polanie zobaczyłem czerwone znaki - Główny Szlak Beskidzki. Stąd do schroniska zostało około godziny drogi. Ścieżka była wygodna i szeroka. Powoli zachodziło słońce - zbliżała się 20:00. Po drodze stanąłem oko w oko z potężnym Jeleniem, który wyrósł zza zakrętu. Staliśmy wpatrzeni w siebie przez jakieś dwie sekund, po czym zwierz uciekł w las.
Miejsce katastrofy śmigłowca sanitarnego.
 W końcu około 20:30 dotarłem na szczyt Turbacza. Byłem sam jeden na szczycie, podziwiając zachód słońca. Było coś magicznego w tej chwili. Może euforia szczytu, może przepiękne okoliczności przyrody. Zdobyłem samotnie Turbacz, piąty szczyt Korony Gór Polski po Skrzycznem, Czuplu, Babiej Górze i Lubomirze.
Na szczycie! :)\
Takie drzewka rosną na Turbaczu :)
Schronisko.
Już widać Tatry. 
10 minut później byłem już pod schroniskiem. Z szerokie tarasu widokowego rozciągała się panorama Spiszu i Tatr. Potężne turnie wabiły swym majestatem. To niesamowite uczucie wiedzieć, że przyszło się tu z Częstochowy na własnych nogach. ;) Gdzieś tam bałwaniła się burza - lepiej, żeby wygrzmiała się teraz niż podczas naszej wspinaczki. Chwilę później wyszedł po mnie Piotrek i zaprowadził do pokoju. Zjadłem jajecznice z boczkiem na kolację i położyłem się spać.

Nocleg na wysokości: 1283 m n.p.m. (810 m wyżej niż poprzednio, 1035 m nad Częstochową - najwyższy nocleg na trasie!)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz